Zamach na pociąg w Puszczy Niepołomickiej 

29 stycznia 1944 r. głuchą noc w Puszczy Niepołomickiej przerwał ogromny huk. Około 23:15 pomiędzy stacją kolejową Podłęże i przystankiem Grodkowice na szlaku Kraków-Lwów eksplodował ładunek wybuchowy, zrywając tor na kierunku Bochnia. To była robota żołnierzy krakowskiego Kedywu. Przebywający w tym czasie w swoim domu w Podlasie Gruszczańskim (przysiółku Brzezia), poszukiwany przez Niemców członek brzezkiej terenowej placówki AK Mieczysław (Bolesław) Gaj „Kos” rzucił krótko do kolegi: spier…my! Zdezorientowani mężczyźni szybko opuścili dom, a po jakimś czasie ujrzeli nad lasem liczne flary oświetlające teren. Co tak naprawdę wydarzyło się tej nocy?

 

Hitlerowscy dygnitarze na celowniku podziemia

Jesienią 1943 r. w dowództwie Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej zrodził się pomysł, aby dokonać kolejnego zamachu na jakiegoś ważnego dygnitarza w Generalnej Guberni, odznaczającego się szczególnym okrucieństwem wobec Polaków. Na cel wytypowano Generalnego Gubernatora Hansa Franka oraz Wyższego Dowódcę SS i policji SS-Obergruppenführera, generała Waffen-SS Wilhelma Koppego. Koppe zastąpił na tym stanowisku SS-Obergruppenführera, generała policji Friedricha Wilhelma Krügera (nieudany zamach na tego ostatniego miał miejsce w kwietniu 1943 r. w Krakowie). „Pierwszeństwo” uzyskał Frank. 

Pierwotnie egzekucja miała być wykonana w drodze strzału snajperskiego. Wytypowano optymalne miejsce do oddania strzału w momencie wsiadania Franka do samochodu na Wawelu – był to budynek przy ulicy Bernardyńskiej. W drodze rekonesansu sprawdzono również możliwość bezpiecznego i skutecznego oddalenia się ze stanowiska strzeleckiego. W opinii fachowców planowane przedsięwzięcie miało realne szanse powodzenia. Jednak w listopadzie 1943 r. zrezygnowano z realizacji tego zamiaru z obawy przed wielkimi represjami ze strony Niemców. Obawy były uzasadnione i potwierdzane kolejnymi masowymi egzekucjami, dokonywanymi na podstawie rozporządzenia Franka o sądach doraźnych, obowiązującego od 10 października 1943 r. Przypadek sprawił, że już trzy miesiące później Gubernator jednak mógł ponieść karę za swoje zbrodnie popełnione na Polakach.


Generalny Gubernator Hans Frank dokonuje przeglądu kompanii honorowej we Lwowie na drugi dzień po zamachu w Puszczy Niepołomickiej, 30 stycznia 1944 r. Fot. NAC


Plan zamachu na pociąg

Według relacji mjr. (wtedy por.) Ryszarda Nuszkiewicza „Powolnego”, cichociemnego, akcja została przeprowadzona 29 stycznia 1944 r. przez grupę dywersyjną krakowskiego Kierownictwa Dywersji („Kedywu”) AK i jej celem był specjalny pociąg relacji Kraków–Lwów, przewożący m.in. żołnierzy niemieckich z urlopów na front wschodni (Urlaubzug). Data operacji była związana z czwartą rocznicą utworzenia Generalnego Gubernatorstwa oraz jedenastą rocznicą objęcia władzy w Niemczech przez Hitlera. 

Prawdopodobnie zamachowcy nie wiedzieli, iż do składu będą doczepione dwie salonki dla Hansa Franka i Wilhelma Koppego – udających się na rocznicowe uroczystości we Lwowie – oraz wagon z ochroną z Bahnschutzu. Jak podaje w swoich opracowaniach „Powolny”, na dowódcę akcji wyznaczony został mjr Stanisław Więckowski „Wąsacz”, były dowódca I Obwodu krypt. „Szerszeń” (obejmował Wieliczkę, Gdów, Bochnię i Niepołomice) krakowskiego okręgu Kedywu, a wtedy oficer łącznikowy sztabu. Plan opracowany przez „Powolnego” przewidywał wysadzenie w powietrze przez grupę minerską w Puszczy Niepołomickiej toru kolejowego na odcinku Podłęże-Grodkowice (Szarów), po którym poruszał się Urlaubzug.


Mapa z 1934 r. z naniesionymi miejscami zamachu na pociąg 29.01.1944 r. w Puszczy Niepołomickiej i rozstrzelania więźniów-zakładników 2.02.1944 r. w Staniątkach. Fot. Wojciech Königsberg, oznaczenia – autor.


Wagony wykolejonego pociągu od strony południowej toru miały być ostrzelane przede wszystkim z pistoletowej i karabinowej broni maszynowej (rkm) oraz obrzucone granatami przez 25 żołnierzy „Błyskawicy” i tworzącego się „Gromu” (były to eksterytorialne oddziały dyspozycyjne szefostwa krakowskiego okręgu Kedywu AK krypt. „Klin”). Po wykonaniu zadania grupy minerska i uderzeniowa miały się wycofać w dwóch kierunkach: Wieliczki i Łapanowa. Działania dezinformujące po zamachu, mające m.in. pozorować odskok sprawców w kierunku przeciwnym do faktycznego, mieli wykonać partyzanci z placówki terenowej AK „Pomost” w Niepołomicach, dowodzonej przez Antoniego Rojowicza „Brzozę”.

Zmiany w planie zamachu

Według relacji Nuszkiewicza plan akcji został jednak okrojony w stosunku do pierwotnej wersji. Z jakiego powodu? Rzekomo zamówione w krakowskim okręgu AK karabiny maszynowe (trzy rkm-y), granaty (100 szt.), jak i plastyczny materiał wybuchowy (plastik) nie zostały dostarczone, a „Błyskawica” posiadała wtedy tylko trzy pistolety maszynowe (podczas gdy pociąg był pełen uzbrojonych niemieckich żołnierzy). Z tej przyczyny zamiast plastiku postanowiono zastosować granulowany trotyl, pozyskany z wielickiej kopalni soli. Właśnie z tego materiału „Powolny” i ppor. Zygmunt Kawecki „Mars” – technik pracujący w kopalni – skonstruowali w Wieliczce ładunek wybuchowy. Czyżby ktoś jednak nie chciał dopuścić do zamachu? Pytanie wcale nie wydaje się bezzasadne wobec braku wyjaśnień w kwestii niedoposażenia grupy w ww. środki. A może decyzja o wysadzeniu toru zapadła „z marszu” podczas przemieszczania się oddziału? Pytania prawdopodobnie już na zawsze pozostaną bez odpowiedzi.

Jak dalej relacjonował „Powolny”, żołnierze kwaterujący w Woli Batorskiej, którzy mieli wykonać ostrzał pociągu i obrzucić go granatami, zbyt późno dotarli na miejsce zgrupowania, czyli do Cudowa (przysiółka Brzezia). Dlaczego się spóźnili? Jak miał twierdzić dowódca „Błyskawicy”, por. Władysław Kordula „Roman” (zginął 31 lipca 1944 r. w Słopnicach  w walce z żandarmerią niemiecką), powodem była silna penetracja terenu przez patrole niemieckie. Partyzantów przeprowadził przez Puszczę Tadeusz Szczepański „Wąż” (syn Stanisława Szczepańskiego „Wrota”, oficera wywiadu AK). Oddział otrzymał rozkaz odmaszerowania w kierunku Łapanowa. 

Nie ulega wątpliwości, że uzbrojenie, jakim dysponowali żołnierze „Błyskawicy”, jak i brak stosownego doświadczenia u wielu z nich, nie predysponowały ich jeszcze do akcji tej rangi. Co istotne, była to opinia samego Nuszkiewicza! W tym stanie rzeczy postanowiono ograniczyć zamach do detonacji ładunku i natychmiastowego odskoku.


Sytuacja po wykolejeniu pociągu i jego skład. Opracowanie autora

 

Realizacja według „Powolnego”

Jak podał Nuszkiewicz, na miejscu to on dowodził zamachem i – wg córki jednego z wykonawców – także on ostatecznie podjął decyzję o wysadzeniu toru. „Wąsacz” był chory na grypę, miał wysoką gorączkę i tylko statystował w akcji. Obaj, wraz ze strz. Józefem Szlachetką „Wrakiem” i powożącym Gustawem Bielańskim „Gutkiem”, przyjechali na miejsce, tj. do zagajnika przy Cudowie (nieco ponad 1 km od torów) furmanką, którą zaraz odprawiono w drogę powrotną.

Zespół minerski w składzie: „Powolny”, „Mars” i ppor. Henryk Januszkiewicz „Spokojny” założył ładunek pod torem w kierunku Bochni, czyli patrząc od strony Krakowa – pod lewym torem (warto wiedzieć, że wówczas pociągi Ostbahn – Kolei Wschodniej – obowiązywał ruch lewostronny). Ładunek podłożono około 50 m na zachód od wiaduktu kolejowego, nad polną drogą przebiegającą z Niepołomic w kierunku Cudowa i Podlasu Gruszczańskiego, przy tzw. „dziewiętnastce” – małym zalewie przylegającym do nasypu od strony północnej (w latach 60. i 70. ub. wieku było to popularne, dzikie kąpielisko). Por. Mieczysław Cieślik „Bąk” vel „Koral” (nie był planowany do bezpośredniego udziału w zamachu) i ppor. Władysław Wiśniewski „Wróbel” ubezpieczali „Powolnego”, „Marsa” i „Spokojnego” od strony wschodniej, a sierż. Józef Borkowski „Kruk”, strz. Kazimierz Lorys „Zawała” i strz. Józef Szlachetka „Wrak” – od strony zachodniej.

W tym miejscu trzeba wskazać różnice w relacjach Nuszkiewicza, które zamieścił w publikacjach „Dynamit” cz. II z 1967 r. i „Uparci” (1983). W 1967 r. autor wymienił dziewięciu bezpośrednich uczestników zamachu, a w 1983 r. – już dziesięciu. Z kolei na wykazie osób zamieszczonym na pomniku z 1992 r. znów figuruje dziewięciu mężczyzn, lecz w jednym przypadku wystąpiła zamiana nazwiska (warto podkreślić jednak, że sam Nuszkiewicz nie miał na to wpływu, gdyż zmarł w 1983 r.).

Zakładanie i maskowanie ładunku musiało być dwa razy przerwane. Po pierwsze – z powodu przemieszczania się patrolu Bahnschutzpolizei (niemieckiej policji kolejowej) po południowej stronie toru. Po drugie – z uwagi na przejazd ok. 22:20 od strony Bochni lokomotywy pchającej wagon-lorę wypełnioną piaskiem po torze (wówczas dla niej niewłaściwym), którym miał jechać pociąg specjalny z Krakowa. Opisywane działania Niemców świadczyły ewidentnie o tym, że sprawdzano tor przed przejazdem ważnego pociągu.

Jak zrelacjonował „Powolny”, wybuch został zainicjowany ze stanowiska na skraju lasu po północnej stronie toru. Warto zauważyć, że była to niezbyt fortunna lokalizacja. Minerzy, wykonując odwrót w zaplanowanym kierunku, musieli bowiem przejść przez nasyp lub pod wiaduktem, narażając się na ogień przeciwnika z jednej i drugiej strony torowiska.

Według późniejszych zapisków Franka umieszczonych w jego „Dzienniku” wybuch nastąpił około 23:17 (należy przy tym wziąć pod uwagę, że przynajmniej część relacji zbrodniarza była nieprawdziwa – np. to, że wybuch nastąpił tuż za salonką, w której podróżował). Eksplozję spowodował „Mars” zapalnikiem elektrycznym, przy użyciu zapalarki, na hasło „Spokojnego”, po tym jak „Kruk” dał drugi raz znak błyskiem latarki o pozycji pociągu. Jak uznał później sam „Powolny”, detonacja nastąpiła za wcześnie i maszynista zdołał jeszcze uruchomić hamowanie pociągu jadącego z prędkością około 60 km/h, ograniczając w ten sposób skutki wykolejenia składu. Mimo to parowóz, trzy pierwsze wagony i wagon służbowy ugrzęzły w nasypie. Szyny zostały zerwane na długości 5–7 m (wg Franka – 1 m), a torowisko, w tym podkłady kolejowe, zniszczone na długości ok. 50 m. Nikt nie zginął, ani nie został ciężko ranny. Ochrona pociągu natychmiast zareagowała, ostrzeliwując na oślep teren, a także oświetlając go racami. Zamachowcy, bez strat, szybko oddalili się w dwóch kierunkach, w tym wcześniej nieplanowanym – do Niepołomic.


Lokomotywa pociągu wykolejonego przez podziemie w nieokreślonym miejscu w okupowanej Polsce. Fot. elitadywersji.org


Według późniejszych relacji w celu uchronienia miejscowej ludności przed represjami uczestnicy akcji wykorzystali znalezione wcześniej, zrzucone z samolotów sowieckich ulotki kierowane do Niemców.  Rozrzucono je na skraju puszczy od strony miasta i na odczepionych przez ludzi „Brzozy” w niepołomickim porcie łodziach (oddano przy tym również kilka strzałów). Miało to pozorować sprawstwo zamachu przez partyzantkę sowiecką, a jednocześnie stanowić próbę zastraszenia Niemców jej rzekomą obecnością na tym terenie.

Około 1:50 na miejsce wykolejenia dojechał z Krakowa pociąg awaryjny, do którego doczepiono stojący na szynach wagon sypialny. Frank i jego świta odjechali nim o 3:00 do Krakowa, skąd o 8:30 odlecieli Junkersem 52 do Lwowa.

W wyniku penetracji terenu ludzie Koppego odnaleźli około 60 m przewodu elektrycznego i bateryjkę, które posłużyły do inicjacji wybuchu, a także na podstawie śladów ustalili liczbę sprawców na 3–5 osób.

Dwa tygodnie po zamachu Gestapo wysłało w rejon przyległy do miejsca akcji dwóch konfidentów – Ryszarda Żabińskiego i Zdzisława Bieleckiego. Każdego z nich wyposażono w 4000 zł z przeznaczeniem na zdobycie informacji o sprawcach od osób pozyskanych do współpracy. Po czterodniowym pobycie w Niepołomicach, Szarowie-Grodkowicach (tu nocowali u znajomej konfidentki Adeli Migas), Dąbrowie i Staniątkach, nie uzyskawszy żadnych oczekiwanych przez zleceniodawców rezultatów, agenci wrócili do Krakowa 16 lutego i zdali relację Gestapo. W tym samym dniu, w godzinach wieczornych, na Żabinskim zmierzającym do miejsca zamieszkania przy ulicy Kotlarskiej zespół likwidacyjny AK usiłował dokonać egzekucji. Próba była jednak nieudana, gdyż konfident został tylko postrzelony w lewe udo. 

Jak podał ks. Andrzej Fidelus, wówczas wikary, od pacyfikacji grożącej po zamachu Niepołomicom i okolicznym wsiom mieli odwieść Niemców niepołomicki proboszcz ks. Józef Mizia i komendant tutejszego posterunku policji Jan Ratajczak (skazany po wojnie na karę śmierci za zbrodnie popełnione na Polakach). Pacyfikacji nie było, ale do krwawego odwetu – masowej egzekucji zakładników – doszło już kilka dni po akcji, 2 lutego.


Sytuacja przed dojazdem pociągu do miejsca zerwania toru. Opracowanie autora


Wątpliwości wokół decyzji o zamachu i jego wykonania

W różnych wspomnieniach i relacjach odnotowano wzajemnie sprzeczne informacje. Przykładowo – że zamach na pociąg był zaplanowany w związku z uzyskaniem informacji przez wywiad AK, iż będzie nim podróżował Frank. Niestety po wojnie nie ujawnił się nikt, kto by podał jakieś szczegóły pozyskania informacji o zamiarze podróży Franka do Lwowa. A przecież trudno przypuszczać, aby nie chciano pochwalić się takim sukcesem w pracy wywiadowczej. Pojawił się też inny, rzekomy autor planu zamachu (z Niepołomic), który jednak nigdy nie wykazał związków z Kedywem w swojej działalności konspiracyjnej.

Wątpliwości budzą założenia i realizacja przyjętej taktyki działania. Usytuowanie stanowiska, z którego odpalono ładunek po północnej stronie nasypu i zakładanie odwrotu w kierunku południowym były nielogiczne. Niezrozumiałe jest odesłanie furmanki, którą przyjechali „Powolny”, „Wrak” i słaniający się na nogach z powodu grypy „Wąsacz”, skoro zaplanowany był odwrót do Wieliczki, odległej od miejsca zamachu o ponad 10 km. Zupełnie nieprzydatne wydają się sygnały rzekomo dawane latarką (chyba, że miały one ostrzec przed zbliżającym się patrolem niemieckim). Akcja odbyła się przecież na prostym, co najmniej 500 metrowym odcinku szlaku i minerzy mieli doskonałą możliwość oceny odległości lokomotywy z włączonymi światłami od miejsca założenia miny, a poza tym odgłos pracy parowozu w głuchej, nocnej ciszy był doskonale słyszalny z jeszcze większej odległości. 

Wreszcie – jak przyznał sam Nuszkiewicz – błędem było przedwczesne odpalenie ładunku i tym samym umożliwienie maszyniście uruchomienia hamowania pociągu, co znacznie ograniczyło skutki jego wykolejenia. Uzasadniona wydaje się  teza, że zerwanie toru nastąpiło wcześniej, zanim pociąg pojawił się w zasięgu wzroku zamachowców. Świadczy o tym inny fakt opisany przez „Powolnego” – tj. poszukiwanie przez zamachowców zgubionego przy wiadukcie przez „Wąsacza” zegarka (pod rzekomym, silnym ogniem z pociągu i oświetleniem terenu flarami). Przy tej tezie, uczestnicy akcji faktycznie mieliby czas na szukanie zegarka i bezpieczne oddalenie się z miejsca zamachu z niedysponowanym mjr. Więckowskim.

Skoro nie było kim, ani czym wykonać ostrzelania unieruchomionego pociągu (a właśnie ono w dużym stopniu uprawdopodobniało ofiary wśród Niemców), dlaczego zdecydowano się na  działania połowiczne, zamiast w całości zaniechać planu? Czy „Błyskawica” miała ludzi przeszkolonych do obsługi rkm, skoro nie miała nawet wtedy tej broni na stanie? Zasadne wydaje się przypuszczenie, że faktycznym zamiarem zamachowców było sparaliżowanie komunikacji kolejowej poprzez zerwanie toru. Nie można wykluczyć, że decyzję podjęto ad hoc i tylko przypadkiem zbiegło się to w czasie z nadjechaniem pociągu z Frankiem na pokładzie. Dziś jednak trudno stwierdzić, jak było naprawdę.

Trzeba również wspomnieć o tym, że 8 stycznia 1944 r. dowódca Okręgu Krakowskiego AK płk Józef Spychalski wydał wytyczne dla krakowskiego Kedywu dotyczące m.in. ograniczeń i sposobu przeprowadzania akcji sabotażowo-dywersyjnych, w tym na infrastrukturze i taborze kolejowym. Miały one być pozorowane na awarie, nieszczęśliwe wypadki, a nie realizowane jako działania celowe. Dowództwu chodziło o minimalizowanie ryzyka podjęcia krwawych akcji odwetowych przez Niemców. Dopuszczalne były tzw. akcje zastrzeżone, bezpośrednie, ale mogły one być przeprowadzone tylko przez doborowe oddziały Kedywu. „Błyskawica”, czy „Grom”, na pewno na tamten czas takimi nie były. 


Obelisk z nazwiskami wykonawców zamachu na pociąg w Puszczy Niepołomickiej 29.01.1944 r. Fot. Wojciech Wójcik


Bilans akcji 

Sam pomysł i realizacja akcji wzbudziły i wzbudzają nadal wiele kontrowersji. W opinii wielu zamach był nieudany chociażby z tego względu, że nie mogły być i faktycznie nie zostały zrealizowane podstawowe założenia planu akcji podawane przez mjr. Nuszkiewicza. Pociąg po wysadzeniu toru nie został ostrzelany, siła ładunku wybuchowego (trotylu) też nie była imponująca, a do samej detonacji doszło za wcześnie. W efekcie wybuchu uszkodzony został tor na niewielkiej długości, a lokomotywa i kilka wagonów utknęły w nasypie. 

Stosunkowo szybko przywrócono komunikację na szlaku. Wbrew informacjom podawanym w niektórych publikacjach przerwa nie trwała dwie doby. Pociągi nie kursowały w obu kierunkach tylko przez kilka godzin, gdyż była możliwość zastosowania tzw. „mijanki” w Podłężu i Kłaju. Tor w kierunku Bochni był nieczynny zaledwie przez kilkanaście godzin. 

Nie było zabitych ani ciężko rannych Niemców – w przeciwieństwie do rezultatów podobnej akcji pod Dębicą wykonanej przez inną grupę AK dzień później. Wówczas zabitych zostało trzynastu Niemców, a kilkunastu zostało rannych.  Niestety w akcie zemsty okupant wkrótce rozstrzelał 100 polskich zakładników – po 50 za każdy zamach.

Znaczenie zamachu

Można by postawić tezę, być może dyskusyjną, że wobec opisanych wyżej okoliczności poprzedzających zamach (przesądzających o jego ograniczonych rezultatach), a także świadomości, że krwawe represje ze strony okupanta są pewne, powinno się zaniechać tej próby. Z drugiej strony – z trudem przychodzi krytykowanie tego aktu oporu wobec okupanta. Łatwo jest osądzać i krytykować pewne decyzje z dzisiejszej perspektywy – gdy wiemy, jak bolesną cenę przyszło za nie zapłacić. Radykalne kwestionowanie tego czynu wydaje się być niesłuszne, chociażby ze względu na brak pełnej wiedzy o tym, co się wydarzyło – nie znamy przecież wszystkich faktów, bo bohaterowie akcji zabrali te informacje ze sobą do grobu. Po drugie – nie sposób nam, współczesnym, zrozumieć dramat ludzi, którzy żyli w rzeczywistości okupacyjnej i na co dzień doświadczali represji. Niemniej jednak nie należy bezkrytycznie gloryfikować nawet najbardziej szczytnych zamierzeń i ich realizacji.

Trzeba niewątpliwie podkreślić odwagę i determinację wykonawców styczniowego zamachu, którzy bohaterstwem wykazali się też w innych sytuacjach. Mimo niepowodzenia wydarzenie miało duże znaczenie psychologiczne i podnosiło morale Polaków w walce z okupantem. A przecież wysiłki osób walczących zbrojnie z najeźdźcą mogły być skuteczne m.in. dzięki wsparciu społeczeństwa identyfikującego się z celami tej walki. Ponadto próba zamachu stanowiła wyraźny sygnał dla niemieckich dygnitarzy, że pomimo rozwiniętej ochrony nawet oni nie mogli czuć się bezpiecznie w okupowanej Polsce, a zagrożenie ze strony zbrojnego podziemia było coraz większe. Zamach był też postrzegany jako odpowiedź na przechwałki Hansa Franka o rzekomym, lojalnym stosunku większości społeczeństwa polskiego do władz okupacyjnych.

Akcja w Puszczy Niepołomickiej spowodowała intensyfikację wysiłków Niemców w celu neutralizacji konspiracji w Dystrykcie Krakowskim GG. Skutkiem tego było m.in. aresztowanie już w marcu 1944 r. Komendanta Okręgu Krakowskiego AK płk. Józefa Spychalskiego „Lutego” i osadzenie go w KL Gross-Rosen (zginął w nieustalonym miejscu) oraz pojmanie kilku oficerów sztabowych, w tym mjr. Więckowskiego (zginął w KL Flossenbürg).


Wojciech Wójcik

wojcik.wojciech@interia.eu


 

Najważniejsze źródła:

Archiwum Oddziałowe IPN w Krakowie

Relacja Kazimierza Guzikowskiego „Skoplaka”, Staniątki, l. 90. ub. wieku

Z dziejów ruchu oporu w Polsce południowej. Dynamit (część druga), Wydawnictwo Literackie, Kraków 1967


Komentarze

Popularne posty