„Zastrzelę cię jak psa!”, czyli UB na weselu „Żubra” w Niepołomicach
25 listopada 1945 r. około godziny 21:30, ulica Kościuszki w Niepołomicach. Dwudziestu żołnierzy dowodzonych przez ppor. Wiktora Jazdowskiego, dowódcę plutonu z 2 Samodzielnego Batalionu Karnego stacjonującego w mieście, otoczyło grupę szesnastu żołnierzy i funkcjonariuszy – sześciu z Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego i dziesięciu z Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Bochni wraz z dowodzącym nimi ppor. Witoldem Janigą, zastępcą kierownika bocheńskiego PUBP. Ludzie ppor. Janigi konwojowali pięciu zatrzymanych niepołomiczan w kierunku rynku. Ppor. Jazdowski nakazał konwojującym oraz zatrzymanym udanie się z nim do koszar batalionu. Grupa wykonała polecenie, oprócz dwóch, którzy – jeden na motorze, drugi na rowerze – uciekli w kierunku posterunku MO mieszczącego się w zamku. Nie powstrzymały ich ani wezwania do zatrzymania się, ani oddane pięć strzałów ostrzegawczych. O co poszło?
2 Samodzielny Batalion Karny w Niepołomicach
2 Samodzielny Batalion Karny (SBK), jednostka wojskowa nr 1264, został ulokowany w niepołomickich koszarach w 1945 r. Funkcjonował do 1946 r. – wówczas jednostkę karną zredukowano do jednej kompanii, następnie zlikwidowanej w 1947 r. Do 2 SBK trafiali żołnierze, którzy popełnili przestępstwo wojskowe lub naruszyli dyscyplinę wojskową.
W listopadzie 1945 r. dowódcą SBK w Niepołomicach był kpt. Borys Nużdow, Rosjanin pochodzący z Kazachstanu, a szefem sztabu – kpt. Władysław Wedmid, Ukrainiec z Dniepropietrowska.
Pozostali oficerowie kadry dowódczej byli dwudziestoparoletnimi Polakami. Jeden z nich utrzymywał koleżeńsko-towarzyskie kontakty z Janem Borowcem, wcześniej żołnierzem AK, a wówczas – kierownikiem niepołomickiej placówki Wolności i Niezawisłości, podległej bocheńskiej Radzie WiN. Porucznik odwiedzał Borowca w domu, gdzie rozgrywali partyjki szachów, a winowiec przy okazji uzyskiwał od oficera interesujące go informacje.
Oficerowie batalionu przejawiali niechęć do funkcjonariuszy bocheńskiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa, o czym ci informowali jednostkę nadrzędną, tj. Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie. Prawdopodobnym podłożem negatywnych relacji były nakładające się na siebie właściwość miejscowa obu formacji oraz odpowiedzialność za utrzymanie ładu i porządku w garnizonie, a także brutalność działań bocheńskiego UB.
Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bochni
Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bochni mieścił się w budynku przy ul. Krakowskiej 39, gdzie obecnie ma siedzibę Komenda Powiatowa Policji.
Komendantem gmachu PUBP był ppor. Stanisław Zychal, pochodzący z Woli Batorskiej były walterowiec (podwładny gen. Karola Świerczewskiego w latach 1936-1938 w czasie wojny domowej w Hiszpani), później żołnierz Armii Polskiej we Francji, jeniec oflagu w Niemczech.
Poszukiwany przez UB Zygmunt Kania
25 listopada około 10:30 bocheński UBP uzyskał telefoniczną informację z posterunku Milicji Obywatelskiej w Niepołomicach od swojego referenta, przebywającego akurat w miasteczku. Henryk Sobelman doniósł, że poszukiwany przez jednostki UB w Bochni i Bielsku Zygmunt Kania zamierza tego dnia (w zasadzie za chwilę, tj. o 11:00) wziąć ślub w niepołomickim kościele, a potem uczestniczyć wraz z żoną w zabawie weselnej w domu Halbtuchów przy ulicy Kościuszki.
Zygmunt Kania (ur. 1922 r. w Poznaniu) w 1943 r. przybył z kolegą do Krakowa i zatrudniony został w niepołomickiej tuczarni drobiu, gdzie pracował do końca wojny. W tym czasie wstąpił do konspiracji (oddział dywersyjny „Szczerbiec” AK ), obierając sobie iście niepołomicki pseudonim – „Żubr”. W Niepołomicach Kania zapoznał się z Antoniną D. (ur. 1924 r.) i to z nią wziął ślub 25 listopada. Działalność konspiracyjną w AK Kania ujawnił przed władzami w 1945 r.
Arkusz ewidencyjny z ujawnienia się Zygmunta Kani "Żubra". Fot. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie
Sobelman, zanim wstąpił do bezpieki, był sekretarzem Polskiej Partii Robotniczej w Niepołomicach. Przejął funkcję po zmarłym Władysławie Czubaku, ale w strachu przed podziemiem poakowskim zamknął lokal (mieścił się on w miejscu zamieszkania sekretarza, tj. w domu Marii H. w Boryczowie), zabrał dokumenty i przewiózł je do Bochni. Był to skutek zdarzenia, za które Sobelman obwiniał Kanię. Według niego pewnej lipcowej nocy 1945 r. został sprowokowany do otwarcia okna (psy mocno ujadały), a wówczas Kania miał rzucić granat pod okno, którego odłamek ranił sekretarza w pierś. Sobelman przypisywał Kani także współdziałanie z Wirkiem H. (synem Marii H.), który był poszukiwany przez bielski UB za zabójstwa polityczne (został skazany w Katowicach na karę śmierci). Wcześniej obaj zostali zatrzymani przez bielski i bocheński UB w miejscu ukrywania się, w odległości około sześciu kilometrów od Niepołomic (to właśnie Sobelman dał na nich namiar), ale Kania zdołał zbiec z niepołomickiego posterunku Milicji Obywatelskiej. Tu trzeba nadmienić, że w tym czasie służyli w nim także byli akowcy.
W reakcji na informację otrzymaną od Sobelmana szef bocheńskiego UB wydał polecenie swojemu zastępcy ppor. Janidze, by ten zorganizował grupę i podjął próbę zatrzymania poszukiwanego. Wsparcie dziesięciu funkcjonariuszy UB miało stanowić sześciu żołnierzy pełniących na co dzień służbę ochronną siedziby urzędu, pochodzących ze stanu Batalionu Operacyjnego Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego (WBW) woj. krakowskiego, które wchodziły w skład Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW).
Przyjazd do Niepołomic
Grupa ppor. Janigi przyjechała do Niepołomic samochodem ciężarowym około godziny 17:00. Po zaparkowaniu pojazdu przy posterunku Milicji Obywatelskiej mieszczącym się w zamku i około półgodzinnym pobycie w jednostce udała się gęsiego ulicą Kościuszki w kierunku wskazanego przez miejscowego milicjanta domu weselnego. Po drodze spotkali kilku nietrzeźwych mężczyzn, którzy podali przybyłym dom Władysława Biernata (seniora) jako miejsce zabawy (Antonina D., pani młoda, była spokrewniona z Biernatami i przyjęcie miało odbywać się na dwa domy). Funkcjonariusze po wejściu do środka zauważyli trzy nowe rowery i motocykl „100-tkę”. Gospodarz oświadczył, że posiada dokumenty rejestracyjne na pojazdy, i że wesele odbywa się dwa domy dalej. Po upewnieniu się, że faktycznie w domu nie ma poszukiwanego Kani, funkcjonariusze przeszli do następnego budynku. Dopiero po tym trafili na oddaloną o około 100 metrów od domu Biernata posesję po przeciwnej stronie ulicy, gdzie odbywało się wesele.
Akcja UB
Ppor. Zychal zapytał stojącego przed domem weselnym ubranego po cywilnemu mężczyznę, kim jest i co tu robi. Okazało się, że to Władysław Biernat (junior), który przyjechał na wesele z Wrocławia, gdzie pełnił służbę jako strażnik ochrony kolei (sokista). Zychal zapytał mężczyznę, czy ma przy sobie broń. W reakcji na niewyraźną odpowiedź przeszukał Biernata i znalazł przy nim pistolet P-38 Walter z nabojem wprowadzonym do komory nabojowej. Sokista okazał pozwolenie na długą i krótką broń, lecz w dokumencie nie było wpisanych numerów egzemplarza (po II wojnie światowej, na początku funkcjonowania Straży Ochrony Kolei, jej funkcjonariusze musieli sami sobie „organizować” uzbrojenie). W tej sytuacji Janiga, który podszedł do legitymowanego, postanowił zatrzymać zarówno Biernata, jak i zakwestionowany pistolet.
Funkcjonariusze i żołnierze otoczyli dom. Po wejściu do środka dowiedzieli się od uczestników zabawy, że po ślubie, około godziny 13:00, państwo młodzi udali się pociągiem na zachód kraju. Faktycznie, oboje wyjechali do Poznania i zamieszkali w domu rodzinnym Kani. Do Krakowa przyjechali dopiero we wrześniu 1948 r.
W tym miejscu należy nadmienić, że Sobelman, kiedy w 1952 r. był przesłuchiwany w charakterze świadka, zeznał, iż informację o planowanej akcji UB („UB ma przyjechać mordować ludzi”) przekazał do SBK jeden z milicjantów, zastępca komendanta posterunku MO w Niepołomicach, Edward Fryłow. Pochodzący ze Staniątek Fryłow pośrednio ostrzegł w ten sposób Kanię, który znał się z oficerami jednostki (faktycznie na zabawę weselną przybyło dwóch podoficerów z batalionu). Na marginesie warto odnotować, że Fryłow był jednym z więźniów uwolnionych z niemieckiego więzienia w Nowym Wiśniczu, w nocy z 26 na 27 lipca 1944 r., w wyniku spektakularnej akcji żołnierzy 1 bat. 12 pp Ziemi Bocheńskiej AK, dowodzonych bezpośrednio przez por./mjr. Wojciecha Wieciecha „Tamarowa”.
Ubecy przeszukali posesję przy ul. Kościuszki, ale z przyczyn opisanych wyżej nie znaleźli poszukiwanego. W międzyczasie pod dom weselny przyjechał na rowerze (pożyczonym od Tadeusza Gałata) Bronisław Knych. Był sokistą i na wesele przyjechał po służbie w Podłężu, w kolejarskim mundurze. Podchmielony, widząc, że jego znajomy jest zatrzymany, ujął się za kolegą. W związku z tym Zychal zdecydował się przeszukać i zatrzymać również jego. Ponieważ sokista stawiał opór, został uderzony w twarz przez ppor. Janigę. Jak zeznał później sierż. podch. Jerzy Skawiński z SBK (wysłany przez oficera inspekcyjnego SBK na poszukiwanie żołnierza, który nie stawił się do służby wartowniczej), również Zychal uderzył Knycha rękojeścią pistoletu, rozcinając mu wargę. Sokista został zatrzymany.
Zajście widział także plut. Antoni Łuczkiewicz, który z drugim podoficerem z SBK przybył na wesele. Łuczkiewicz pouczył Knycha, że nie powinien tego tak zostawić, gdyż „nie wolno bić ludzi”. Usłyszawszy to, Zychal najpierw chciał wylegitymować plutonowego, a gdy ten zażądał od ppor. okazania jego legitymacji, oficer machnął mu przed oczami dokumentem w sposób uniemożliwiający odczytanie danych.
Na to wszystko pojawił się Janiga. Na żądanie Łuczkiewicza okazał swoją legitymację, a gdy plutonowy okazał swój dokument, Janiga usiłował mu go nieskutecznie wyrwać z ręki. Następnie wyjął pistolet i, grożąc nim Łuczkiewiczowi, zawołał do niego: „Ty gówniarzu, ty skur….nu, ja cię dzisiaj zastrzelę jak psa!”. Wtórował mu Zychal, który usiłował zerwać pagony plutonowemu i krzyczał do niego: „Jakbyś nie był podoficerem, to bym ci mordę rozwalił na miejscu!”.
Scysja zakończyła się… zaproszeniem Zychala i Janigi do pokoju weselnego przez gospodarzy wesela. Tam Zychal nakazał grać orkiestrze, zaczął się dobrze bawić i tańczyć. Niespodziewani „goście” spożywali wódkę, a sam Janiga przysiadł się do dwóch księży, proboszcza ks. Mizi i ks. Fidelusa, żywo z nimi dyskutując. W pewnym momencie oficer miał przyłożyć pistolet do piersi jednemu z księży. Zychal, wchodząc do pokoju, miał przy sobie wystającą z kieszeni butelkę wódki (w dochodzeniu tłumaczył się, że rzekomo zarekwirował ją wcześniej na placu w Bochni jako przedmiot nielegalnego handlu). Obu zatrzymanych mężczyzn, Biernata i Knycha, polecono pilnować żołnierzom KBW.
W międzyczasie siedemnastoletni Tadeusz Gałat został powiadomiony przez siostrę Zofię o zatrzymaniu Knycha (Knych był jej narzeczonym). Przybył na miejsce, by odebrać swój rower, i podszedł do żołnierzy. Usłyszawszy kłamliwe oświadczenie od kpr. Buczyńskiego z UB, że przybyli są z niepołomickiego Batalionu Karnego, zaczął się dopytywać o nazwisko dowódcy. Znał wielu oficerów batalionu (dowódca batalionu kpt. Nużdow wynajmował u Gałatów mieszkanie). Buczyński poinformował Janigę o dociekaniu Gałata i odprowadził siedemnastolatka w ciemne miejsce, gdzie czterokrotnie uderzył go w twarz, powodując u niego krwotok z nosa. Następnie doszedł do nich Janiga. Przystawił Gałatowi pistolet do głowy, mówiąc, że nazywa się Witold, i również uderzył go w twarz, dwukrotnie.
Na miejscu za chwilę pojawiło się dwóch kolegów Gałata – Ignacy Pyżowski i Mieczysław Wojas. Zychal zapytał, czy mogą potwierdzić, że ich kolega nie posiada broni i czy jego rower jest zarejestrowany. Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi oficer zdecydował o zatrzymaniu obu chłopaków.
Wezwanie wojska na pomoc
Plut. Łuczkiewicz, w reakcji na bandyckie zachowanie się funkcjonariuszy UB, wysłał jednego z gości weselnych do koszar, by sprowadził na miejsce patrol. Zofia Gałat postanowiła udać się po pomoc do kpt. Nużdowa. Okazało się, że nie było go w domu, gdyż przebywał w Krakowie. W tej sytuacji jego żona udała się z Gałatówną do koszar, gdzie zrelacjonowały szefowi sztabu, kpt. Wedmidowi, zachowanie się „jakiegoś wojska” i poprosiły go o pomoc.
Rekwizycja pojazdów
Zanim kpt. Wedmid został powiadomiony o zajściu – w następstwie czego zdecydował o wysłaniu patrolu na wesele – Janiga zarządził zbiórkę funkcjonariuszy i żołnierzy. Według świadków wszyscy funkcjonariusze byli co najmniej podpici. Następnie Janiga wraz z pięcioma zatrzymanymi niepołomiczanami wyruszył ulicą Kościuszki w kierunku rynku. Po drodze funkcjonariusze wstąpili do domu Władysława Biernata, skąd zabrali trzy rowery i motocykl „100-tkę” (prawdopodobnie był to popularny produkt Huty Ludwików, klasyfikowany jako motorower, SHL o pojemności 98 cm3), nie wydając żadnego pokwitowania na zatrzymane pojazdy.
UB kontra Samodzielny Batalion Karny
Kpt. Wedmid polecił ppor. Dębowskiemu, by ten udał się z piętnastoma uzbrojonymi żołnierzami do domu weselnego w celu interwencji. Około godziny 21:00 pluton spotkał się na ulicy Kościuszki z grupą ppor. Janigi. Dębowski zapytał Janigi, co to za oddział, na co ten mu odpowiedział, że może mu to powiedzieć, ale w Bochni.
Tu wtrącił się Zychal, oświadczając, że są „z bezpieczeństwa” i wykonują czynności na swoim terenie, a wojsko nie ma tu nic do gadania. Dębowski, oceniając, że nie będzie w stanie zatrzymać tak licznej grupy, czy przynajmniej uwolnić zatrzymanych, wycofał się w kierunku koszar, by zebrać większe siły. Gdy był już przy bramie wejściowej do koszar, usłyszał głośny gwizd. Okazało się, że patrol wojskowy, wysłany wcześniej przez oficera inspekcyjnego na interwencję do domu weselnego, nie zastawszy na weselu grupy z Bochni, podjął wraz ppor. Jazdowskim vel Gwiazdowskim i ppor. Tomaszewiczem pościg za nią.
Gdy Jazdowski dogonił grupę Janigi i zapytał, co to za wojsko, usłyszał od Zychala: „Co cię to, gówniarzu, obchodzi?”. Wtedy właśnie Tomaszewicz zaalarmował gwizdem Dębowskiego, który ze swoimi ludźmi szybko dołączył do patrolu Jazdowskiego. Gdy Janiga odmówił Jazdowskiemu wylegitymowania się, ten, mając już do dyspozycji 20 żołnierzy, wydał rozkaz otoczenia grupy bocheńskiej. Następnie nakazał jej udanie się pod eskortą do koszar jednostki, do czego prawie wszyscy się dostosowali. Jedynie dwóch funkcjonariuszy, jeden na rowerze, a drugi na motocyklu, podjęło ucieczkę w kierunku rynku. Uciekający nie reagowali na wezwanie do zatrzymania się. W tej sytuacji wojsko oddało pięć strzałów ostrzegawczych w górę. To jednak nie powstrzymało uciekających, którzy dojechali do posterunku milicji i tam się schronili, powiadamiając telefonicznie kierownika PUBP w Bochni o zaistniałym wypadku. Około godzinę później zostali jednak stamtąd „wyjęci” i również doprowadzeni do koszar.
Zatrzymanie
Po doprowadzeniu ludzi Janigi (z zarekwirowanymi pojazdami) i pięciu zatrzymanych niepołomiczan do koszar, obecny na miejscu kpt. Wedmid kazał rozbroić funkcjonariuszy i żołnierzy oraz umieścić ich w pomieszczeniach jednostki pod strażą. Krzyczał na nich, że są złodziejami i bandytami, oraz że zgniją w więzieniu. Janiga i Zychal zostali zatrzymani w osobnych pokojach, a reszta w jednej sali.
Wysłuchani i wylegitymowani niepołomiczanie zostali zwolnieni z poleceniem stawienia się na drugi dzień z dokumentami potwierdzającymi legalność posiadania pojazdów. Wtedy mieli mieć zwrócone rowery oraz motocykl. Sokiście Biernatowi zwrócono pistolet na podstawie okazanego zezwolenia na posiadanie broni palnej.
Przybyły do jednostki kpt. Nużdow odbył rozmowy z zatrzymanymi oficerami w obecności Jazdowskiego i Dębowskiego. Zwrócił im uwagę, że jeżeli przyjechali na czynności służbowe do jego garnizonu, to powinni go o tym powiadomić. Po opuszczeniu pokoju przez Nużdowa Jazdowski uderzył w twarz Zychala (za nazwanie go na ulicy „gówniarzem”).
Interwencja szefa PUBP
Kierownik bocheńskiego UB, ppor. Dziobak, powiadomiony telefonicznie o zatrzymaniu jego ludzi, przyjechał do Niepołomic około 22:30 w towarzystwie innego oficera. Zażądał od Nużdowa zwolnienia zatrzymanych, pod groźbą oddania go pod sąd w przypadku niespełnienia żądania. Usłyszawszy odpowiedź odmowną, rzucił w kierunku dowódcy jednostki: „Job twoju mać! Jeszcze mnie popamiętacie!”. Nie zrobiło to na Rosjaninie wrażenia. Wydał rozkaz, by nazajutrz wszystkich zatrzymanych dowieźć do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Gimnastyka poranna
Na drugi dzień ppor. Jazdowski uzyskał zgodę od oficera inspekcyjnego na przeprowadzenie gimnastyki porannej z zatrzymanymi. Przez około kilkanaście minut, trzymając w dłoni pistolet, wydawał im komendy: padnij, powstań, czołgaj się itd.
Gdy chory kpr. Buczyński odmówił wykonania rozkazu czołgania się, Jazdowski kopnął leżącego w bok i skierował w jego kierunku broń, zmuszając go w ten sposób do ćwiczeń. Oficer inspekcyjny, widząc nieregulaminowe prowadzenie gimnastyki, nakazał prowadzącemu przerwanie ćwiczeń.
Czynności prokuratury wojskowej
Dowódca jednostki, po wcześniejszym porozumieniu się z Wojskową Prokuraturą Okręgową w Krakowie, powtórzył rozkaz dowiezienia zatrzymanych do siedziby organu. Po przesłuchaniu ich w charakterze podejrzanych, wszystkich wraz z bronią prokurator przekazał za pokwitowaniem Wojewódzkiemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie.
Z kolei oficer śledczy prokuratury wojskowej, por. Jarosz, udał się do Niepołomic i w ciągu dwóch dni przesłuchał w charakterze świadków oficerów i podoficerow SBK, którzy brali udział w zajściu, dowództwo jednostki (Nużdowa i Wedmida) oraz niepołomiczan, w tym zatrzymanych przez funkcjonariuszy UB.
Obrona UB
Krakowska bezpieka przedstawiła władzom wojskowym fałszywy przebieg zajścia w celu obrony swoich funkcjonariuszy, stosując taktykę obrony przez atak. Już 28 listopada ówczesny Szef Oddziału Kontrwywiadu Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej w Krakowie, mjr Piotr Jaroszewicz (późniejszy premier rządu PRL), wystosował pismo do Szefa Zarządu Informacji Garnizonu Krakowskiego. Oskarżył w nim ppor. Jazdowskiego o bezprawne zatrzymanie funkcjonariuszy UB po „pomyślnym” przeprowadzeniu przez nich operacji, której efektem było zatrzymanie czterech bandytów. Nie wiadomo z jakich względów w piśmie przypisano Jazdowskiemu również zwolnienie tych „bandytów” na „własną rękę”. W piśmie prawdą było jedynie to, że niektórzy zatrzymani funkcjonariusze UB zostali pobici i grożono im bronią. Zasugerowano szefowi Zarządu Informacji rozpracowanie ppor. Jazdowskiego.
Decyzje na najwyższym szczeblu
Sprawa trafiła do Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego. Dowódca Okręgu Wojskowego nr V (krakowskiego) otrzymał od szefa gabinetu Ministra Obrony Narodowej polecenie „wdrożenia dochodzenia i wyciągnięcia konsekwencji sądowych”.
Minister Obrony Narodowej, marszałek Michał Rola-Żymierski, otrzymał raport specjalny z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego sporządzony przez WUBP w Krakowie. Napisano w nim m.in., że w trakcie przeszukiwania domniemanego miejsca pobytu poszukiwanego Zygmunta Kani ujawniono broń i zatrzymano czterech bandytów, którzy w następstwie interwencji żołnierzy Wojska Polskiego z niepołomickiego SBK zostali uwolnieni, a poszukujący podejrzanego funkcjonariusze zostali przez nich zatrzymani na polecenie ppor. Jazdowskiego.
Na szczególną uwagę zasługuje ten fragment raportu (pisownia oryg.): „Zaznaczam, że Batalion Karny stacjonowany w Niepołomicach jest b. wrogo usposobiony do Władz Bezpieczeństwa, a specjalnie Korpus Oficerski, co szalenie utrudnia prace Powiatowemu Urzędowi Bezpieczeństwa Publicznego w Bochni. Poza tym świadkami całego zajścia była ludność cywilna co w dużym stopniu podważyło autorytet Władz Bezpieczeństwa (sic! – autor)”.
Decyzja krakowskiej prokuratury wojskowej
Prokurator Prokuratury Wojskowej Okręgu Krakowskiego, por. Józef Jarosz, po analizie materiału dowodowego 7 stycznia 1946 r. wydał postanowienie o częściowym umorzeniu śledztwa.
Umorzył postępowanie wobec szeregowych funkcjonariuszy bocheńskiego PUBP oraz żołnierzy Batalionu Operacyjnego WBW, uznając, że działali na polecenie ppor. Janigi.
Por. Jarosz umorzył również śledztwo przeciwko ppor. Jazdowskiemu, argumentując, że jego działanie, tj. uderzenie w twarz ppor. Zychala, a także nadużycie władzy polegające na niewłaściwym przeprowadzeniu gimnastyki (m.in. kopnięcie kpr. Buczyńskiego), było spowodowane awanturniczym zachowaniem grupy UB i w skutkach okazało się mało ważne. Zdecydował, że wystarczającym będzie przekazanie sprawy dowódcy SBK do dyscyplinarnego ukarania Jazdowskiego.
Prokurator Jarosz zdecydował o przekazaniu akt sprawy Naczelnej Prokuraturze Wojskowej w celu dalszego postępowania sądowego wobec ppor. Janigi, ppor. Zychala i kpr. Buczyńskiego.
Argumentacja dotycząca Janigi obejmowała: fakt doprowadzenia się do stanu nietrzeźwości, co odebrało mu zdolność do właściwego wykonywania obowiązków służbowych; bezprawne zatrzymanie Władysława Biernata (za posiadanie broni palnej, na którą miał pozwolenie); bezprawne zatrzymania Bronisława Knycha, Tadeusza Gałata, Ignacego Pyżowskiego oraz Mieczysława Wojasa; bezprawne zatrzymanie rowerów i motocykla; uszkodzenie ciała Bronisława Knycha; naruszenie nietykalności ciała Tadeusza Gałata i grożenie mu zastrzeleniem; obrażenie godności osobistej ppor. Jazdowskiego i plut. Antoniego Łuczkiewicza słowami obelżywymi.
Za zasadnością postępowania sądowego wobec ppor. Stanisława Zychala według prokuratora Jarosza przemawiało: podżeganie Janigi do popełnienia czynów karalnych, grożenie użyciem broni wobec plut. Antoniego Łuczkiewicza oraz naruszenie jego godności osobistej, a także naruszenie godności osobistej ppor. Jazdowskiego.
Kpr. Józefowi Buczyńskiemu Jarosz przypisał podżeganie Zychala do reakcji wobec Łuczkiewicza oraz naruszenie jego nietykalności ciała poprzez uderzenie go w twarz.
W postanowieniu prok. Jarosz uznał również, że postępowanie grupy UB pod dowództwem Janigi stało w sprzeczności nie tylko z obowiązkami służbowymi, jakie miała wykonać, ale także kolidowało z przepisami kodeksu karnego, a zachowanie jej wywołało rozgoryczenie miejscowej ludności.
Wydawałoby się zatem, że w sprawie nie ma wątpliwości i wnioski prokuratora są jak najbardziej zasadne… Ale to nie koniec tej historii.
Postanowienie „uzupełniające”
Szef Wydziału Nadzoru Prokuratorskiego ds. szczególnych Naczelnej Prokuratury Wojskowej (NPW), mjr Podlaski, nie podzielił zdania prokuratora Jarosza. Dał temu wyraz w piśmie do Wojskowego Prokuratora Okręgu Krakowskiego (WPOK), rekomendując mu, by w podobnych sprawach prowadzić postępowanie wspólnie z WUBP. Ponadto, oceniając zachowanie Jazdowskiego jako niesłuszne i bezpodstawne, wnioskował o ukaranie go karą dyscyplinarną. Za właściwe uznał, by WPOK zwrócił się do WUBP o ukaranie dyscyplinarne funkcjonariuszy PUBP w Bochni, a nie wnioskował o postępowanie sądowe. W aktach jest odręczny zapisek, aby w postanowieniu „uzupełniającym” nie powoływać się na wytyczne NPW.
Postulat NPW zrealizował kpt. Stanisław Zarakowski, prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgu Wojskowego w Krakowie, wydając postanowienie „uzupełniające” o umorzeniu postępowania wobec podejrzanych z UB i przekazaniu sprawy kierownikowi WUBP w Krakowie do ukarania dyscyplinarnego funkcjonariuszy.
W uzasadnieniu postanowienia Zarakowski wzniósł się na wyżyny kunsztu prokuratorskiego (pisownia oryg.): „Zważywszy, że przestępstwa ppor. Janigi Witolda, Zychala Stanisława i kpr. Buczyńskiego Józefa zostały popełnione w następstwie nieudałego zadania zaaresztowania poszukiwanego od dawna przestępcy Kani Zygmunta w Niepołomicach, oraz wśród okoliczności weselnych, że ściganie przestępstwa w drodze postępowania sądowego jest niecelowe i mając na uwadze, że wyniki dochodzenia nie dają podstawy do pociągnięcia podejrzanych do odpowiedzialności przed sądem…”.
Tu warto odnotować, kim był Stanisław Zarakowski (1909–1998). Urodził się w guberni witebskiej Imperium Rosyjskiego. Jako oficer rezerwy Wojska Polskiego (prawnik po Uniwersytecie w Wilnie) został zmobilizowany w sierpniu 1939 r. Następnie w lutym 1945 r. zrobił szybką karierę w wojskowych organach prokuratorskich i sądowych. M.in. był I zastępcą prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego i Naczelnym Prokuratorem Wojskowym. W latach 1945–1947 z porucznika awansował kolejno do stopnia pułkownika, a w 1953 r. został generałem brygady (Lech Wałęsa zdegradował go w 1991 r. do stopnia szeregowca). Oskarżał, zatwierdzał akty oskarżenia, a także skazywał na karę śmierci m.in. członków kolejnych zarządów Wolności i Niezawisłości. W 1956 r. został zwolniony ze służby wojskowej, a w 1957 r. Komisja dla zbadania odpowiedzialności byłych pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i Najwyższego Sądu Wojskowego obciążyła go za wiele czynów nadużycia władzy. Nie poniósł jednak żadnej kary – ani w PRL, ani w III RP.
Płk Stanisław Zarakowski
Kary dla funkcjonariuszy
Jak przełożeni „ukarali” ppor. Witolda Janigę? Już 5 stycznia 1946 r. powierzyli mu obowiązki szefa PUBP w Bochni, które pełnił do 1 listopada 1946 r. Potem awansował do WUBP w Krakowie. Odszedł ze Służby Bezpieczeństwa (następczyni UB) w 1976 r. w stopniu majora, jako zastępca naczelnika Wydziału II (kontrwywiadu).
Ppor. Stanisław Zychal vel Zachal 15 lutego 1946 r. został przeniesiony do Nowego Sącza. 3 marca napisał podanie o zwolnienie, motywując swoją decyzję niemożliwością zapewnienia minimalnych warunków bytowych swojej rodzinie. Bez dopełnienia formalności wyjechał z członkami rodziny prawdopodobnie na Śląsk.
Kpr. Józef Buczyński został zwolniony 17 lutego 1946 r.
Kary dla sprawców „podważenia autorytetu” władz bezpieczeństwa
Brak informacji o realizacji postulowanego przez prokuraturę wojskową ukarania dyscyplinarnego ppor. Wiktora Jazdowskiego, dowódcy plutonu w SBK, za m.in. doprowadzenie do koszar bocheńskiej grupy bezpieki, naruszenie nietykalności ppor. Zychala i nieregulaminowe przeprowadzenie gimnastyki.
Dowódca SBK kpt. Borys Nużdow i szef sztabu jednostki kpt. Władysław Wedmid zostali zawieszeni w obowiązkach przez dowódcę Okręgu Wojskowego nr V w Krakowie.
Kpt. Wedmidowi musiało się nazbierać przewin, gdyż został oskarżony m.in. o naruszenie wojskowych regulaminów dyscyplinarnych, w tym pijaństwo, bezprawne aresztowania, stosowanie przemocy fizycznej wobec podwładnych w czasie służby w Niepołomicach w okresie październik–listopad 1945 r. Prokurator obciążył go również zatrzymaniem bocheńskich funkcjonariuszy UB i ubliżaniem im.
Źródło: Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie
Komentarze
Prześlij komentarz