Tragiczny koniec konspiratorów
Wielka wsypa w powiecie bocheńskim
3 września 1945 r. Szesnastoletni gimnazjalista Maniek Cebula pod czujnym okiem siostry Heleny Anzelmy Przybylskiej wyciąga gwoździe tkwiące setkami we framugach okien, boazerii, podłogach i drzwiach. Niemcy kaleczyli drewniane elementy zabytkowego klasztoru sióstr Benedyktynek w Staniątkach z byle powodu – ot, choćby po to, by na gwoździu powiesić ubranie. Wojna skończyła się kilka miesięcy temu, Niemcy wynieśli się z klasztoru i po wielu tygodniach w końcu siostrom udało się usunąć ślady ich obecności. Ale życie Mańka Cebuli i jego młodszej o trzy lata siostry Henryki wojna zmieniła bezpowrotnie. Miał zaledwie 14 lat, gdy Niemcy aresztowali jego ojca, organistę w staniąteckim kościele. Ściągnęli go prosto z chóru, a po kilkunastu dniach umieścili jego nazwisko na afiszu śmierci. Czesław Cebula wpadł w ramach tzw. wielkiej wsypy w listopadzie 1943 r.
Po akcji gestapo w Szarowie
W wyniku prowokacji agentów gestapo w maju 1943 r. w Szarowie Niemcy aresztowali ok. 30 osób. Działająca w tym rejonie placówka Narodowej Organizacji Wojskowej Obwodu 20 w powiecie bocheńskim (po scaleniu „Węgorz” w obwodzie „Wieloryb” AK) również poniosła straty w tej akcji w postaci kilku aresztowanych członków organizacji. Niemcom nie udało się jednak złamać lokalnego ducha oporu. „Dwudziestka” rozwijała się kadrowo. Do placówki „20” trafili m.in. dwaj przesiedleńcy z poznańskiego, którzy schronienie wraz ze swoimi rodzinami znaleźli w klasztorze sióstr Benedyktynek w Staniątkach.
Organizacja dysponowała bronią pozostałą po żołnierzach poległych w Puszczy Niepołomickiej we wrześniu 1939 r., a także pozyskiwała ją, rozbrajając Niemców bądź granatowych policjantów. W zasobach mieli również karabiny ze stanu byłego związku strzeleckiego w Dąbrowie. Konspiratorzy przechowywali uzbrojenie m.in. w grobowcu rodziny dowódcy miejscowego podziemia ppor. Mieczysława Wójcika „Mirskiego” na cmentarzu w Brzeziu, a także w przemyślnie skonstruowanych skrytkach na posesjach, np. u Leona Kołosa „Lecha” w Szczytnikach czy Bronisława Kaczmarczyka w Dąbrowie.
Lokalne podziemie posiadało również swoją służbę sanitarną. Kierownik młyna w Brzeziu Turula udostępnił pomieszczenie na przeprowadzenie kursu w zakresie udzielania pierwszej pomocy, aplikacji zastrzyków, stawiania baniek itd., w którym wzięło udział 10 młodych kobiet. Ze Staniątek przeszkolone zostały Maria Smoleń „Sosenka”, „Szarotka”, po mężu Korol, oraz Władysława Taborska, po mężu Kubacka. Nabyte umiejętności z powodzeniem wykorzystywały po wojnie niosąc pomoc potrzebującym mieszkańcom Staniątek.
Klasztor sióstr Benedyktynek w Staniątkach, lata 30. ub. wieku. Archiwum klasztoru w Staniątkach
Do obwodu „20”, w zabudowania staniąteckiego klasztoru sióstr Benedyktynek przeniesiona została drukarnia biuletynu Podokręgu NOW Kraków-Zewnętrzny. Periodyk redagował szef Wydziału Propagandy Podokręgu Stanisław Waś „Przybylski”, a drukowali go Józef Adamowski „Wiśniewski”, Antoni Ciastoń „Aliant” (wszyscy ze Staniątek) oraz przesiedleńcy z poznańskiego – Jerzy Kozanecki i Tadeusz Kawalerski. W lipcu 1943 r. do klasztoru wkroczyli policjanci i dokonali rewizji. Szukali radioodbiornika, który ponoć miał posiadać i tu przechowywać ogrodnik gospodarstwa klasztornego. Rewizja nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Przeszukujący nie natrafili również na urządzenia drukarskie, gdyż na szczęście miesiąc wcześniej drukarnia została przeniesiona do Stanisławic.
W klasztorze często stacjonowali żołnierze niemieccy. Oficerowie zajmowali domek przylegający do księżowskiej rezydencji, a także zamieszkiwali w prywatnych domach. Żołnierze lokowani byli w pomieszczeniach klasztornej szkoły. Kwaterowali też w staniąteckiej szkole powszechnej.
Gestapo robi swoje
Minęło pół roku od majowych aresztowań w Szarowie. Chłopcy z „dwudziestki” pozostający na wolności – choć byli świadomi zagrożenia aresztowaniem – powracali do domów. Po nadejściu pierwszych chłodów ukrywanie się w lesie było bardzo uciążliwe. Czujność konspiratorów uśpiło też zapewne postępowanie Niemców, którzy jakby stracili zainteresowanie podziemiem na tym terenie. Jak się jednak wkrótce okazało, była to tylko pozorna bierność okupanta. Gestapo kontynuowało rozpracowywanie „dwudziestki”, wykorzystując zeznania jednego z aresztowanych w maju 1943 r. oraz informacje pozyskiwane od konfidentów i agentów. W Szarowie mogli liczyć m.in. na staniątczankę Adelę Migas, która w organizacji uchodziła za wtyczkę w gestapo, a faktycznie pracowała dla Niemców. Do Szarowa i pobliskich miejscowości przyjeżdżał również Ryszard Karolewski vel Zając – kolega Adeli „po fachu”. Z początku należał do krakowskiej grupy konfidenckiej Romana Słani, ale szybko został agentem-rezydentem. Po aresztowaniach majowych wycofali się z tego terenu agenci-prowokatorzy Zdzisław Mięso i Mieczysław Skowroński.
W listopadzie gestapowcy mieli już sporą wiedzę o „dwudziestce”. Znali adresy chłopaków, ich zwyczaje, przywary, pseudonimy, funkcje pełnione w organizacji, miejsca zatrudnienia, spotkań i przechowywania broni.
11 listopada 1943 r. (w 25 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości) członkowie NOW z obwodów „20” i „30” powiatu bocheńskiego przeprowadzili akcję ekspropriacyjną na urzędy gminy, poczty i skarbowy w Brzesku. Poza gotówką, łupem organizacji stały się m.in. czyste druki kart rozpoznawczych (kenkart) a także wykazy zobowiązań kontyngentowych miejscowej ludności. Niewykluczone, że to wydarzenie stało się bezpośrednią przyczyną przyspieszenia aresztowań.
Prowokacja Adeli
Według powojennej wersji konspiratorów (m.in. Mariana Szostaka), podobnie jak w maju, gestapo zastosowało prowokację wobec niektórych członków organizacji. Na 20 listopada 1943 r. do domku zamieszkanego przez Migasów w Szarowie, położonego tuż przy torach kolejowych, zostali zaproszeni przez Adelę szef wydziału propagandy „Przybylski” oraz były szef dywersji i sabotażu por. Gustaw Rachwalski vel Augustyn Rafalski „Wodzicki”, a od września szef kontrwywiadu w Podokręgu.
Stawił się tylko Waś, gdyż „Wodzickiego” zatrzymały sprawy w Kłaju. Przed północą dom Migasów został otoczony przez niemieckich żandarmów. Aresztowali „Przybylskiego” i – wyłącznie dla pozorów – Adelę, która wkrótce została „zwolniona” z aresztu. Żandarmi po zatrzymaniu Wasia nie opuścili od razu domostwa Migasów. Odjechali dopiero nad ranem, bo wiedzieli od Adeli, że jeżeli umawiała się z „Wodzickim”, to zawsze czekali na siebie do skutku. Tym razem Rachwalski na spotkanie jednak nie przybył. Migasówna uczestniczyła bezpośrednio jeszcze w kilku innych aresztowaniach na terenie „20”. Ponadto miała się chwalić, że bardzo przyczyniła się do aresztowań podłężan.
Według innej wersji, do aresztowania Wasia u Adeli Migasówny miało dojść przypadkowo.
Obława i aresztowania
22 listopada. W Kłaju z inicjatywy Tadeusza Migasa „Silnickiego” – kierownika organizacyjnego w Podokręgu – odbywała się odprawa z udziałem osób funkcyjnych z lokalnej struktury NOW. Wśród omawianych tematów było aresztowanie Wasia „Przybylskiego”. Zdziwienie budzi fakt, że wiedząc o aresztowaniu Wasia nie odwołano odprawy, a przynajmniej nie zmieniono miejsca spotkania. Przecież należało brać pod uwagę, że "Przybylski" może nie wytrzymać przesłuchań. Około północy dom okrążyli Niemcy. W domu zgasło światło i konspiratorzy rzucili się do ucieczki. „Wodzicki” uciekając skierował się do Stefana Kołosa „Lecha” w Szczytnikach. Miał szczęście, że dotarł tam dopiero po siódmej, gdyż Niemcy przyszli po „Lecha” o szóstej.
Od wczesnych godzin rannych 23 listopada przeprowadzano aresztowania w Staniątkach. Siostra Albina Recława Szapkówna – benedyktynka, która w czasie wojny pełniła służbę przy klasztornej furcie i prowadziła skrupulatne notatki o zaobserwowanych wydarzeniach – zapisała w notesie: „23 XI 1943 (wtorek) Rano w czasie Mszy Świętej przyjechało gestapo …”. W klasztorze w Staniątkach Niemcy aresztowali Tadeusza Kawalerskiego i panią Kozanecką, matkę drugiego z „drukarzy” z poznańskiego. Kobietę zwolnili po tym, jak znaleźli syna – 23-letniego Jurka – i broń przechowywaną przez niego pod żłobem w stajni klasztornego gospodarstwa.
Jak wspomina po latach, wówczas dziewięcioletni Zbigniew Szybiński, 23 listopada był w kościele na porannej mszy św.
Zbigniew Szybiński (ur. 1935 r.), świadek aresztowania organisty staniąteckiego kościoła Czesława Cebuli
Grały organy, kiedy do kościoła wtargnęli niemieccy żandarmi i gestapowcy. Skierowali się do wejścia prowadzącego do zakrystii i na chór. Za chwilę organy zamilkły, po czym gestapowcy wyprowadzili organistę, który przez wiele miesięcy na chórze organizował konspiracyjne zebrania. To Czesław Cebula, ojciec czternastoletniego wówczas Mariana, który po wojnie pomagał siostrom porządkować klasztor po pobycie Niemców. Przed aresztowaniem, Cebula nieświadomy faktycznej roli Migasówny, wysłał do niej swojego najstarszego syna Stanisława z przesyłką. Co zawierała, tego nie da się już ustalić.
Wśród jedenastu zatrzymanych w Staniątkach, a później rozstrzelanych, był również 21-letni Józef Adamowski „Wiśniewski”. Ojciec „Wiśniewskiego” (też Józef) przypuszczał, że syn należał do organizacji podziemnej i gdy zobaczył wjeżdżające do wsi niemieckie samochody, obudził go i udali się do stolarni majątku klasztornego, gdzie pracowali jako stolarze. Ukryli się na strychu. Żandarmi faktycznie przyszli do domu Adamowskich i zapytali o Józefa, przy czym ewidentnie nie zorientowali się, że ojciec i syn mieli takie same imiona. Pani Adamowska poinformowała ich, że Józef jest w stolarni. Niemcy oznajmili jej, że będzie aresztowana, jeżeli nie znajdą poszukiwanego. Dwóch zostało w domu. Oficer z pozostałymi udali się do stolarni. W międzyczasie przybyła tam siostra „Wiśniewskiego” i przedstawiła krewnym sytuację. Adamowski ojciec zszedł ze strychu. Jednak oficerowi nie zgadzał się wiek mężczyzny. „Wiśniewski” wszystko słyszał i zszedł z ukrycia oddając się w ręce żandarmów. Starszego Adamowskiego puścili wolno.
Po Józefa Fiołka przyszli, gdy ten złożony chorobą płuc leżał w łóżku. Gestapowcy nie mieli żadnych skrupułów i zabrali go.
Tadeusz Sadkowski (zwolniony tuż przed świętami) został umieszczony w celi wraz z Kozaneckim i Kawalerskim. Jak zeznał po wojnie, w dniu aresztowania po dwugodzinnym przesłuchaniu obaj wrócili do celi strasznie zmaltretowani. Gdy drugi raz opuścili celę, już do niej nie wrócili. Ich nazwiska znalazły się na afiszu śmierci z 25 listopada 1943 r. W Staniątkach aresztowano również Bolesława Chytrosia, Antoniego Ciastonia, Stanisława Kapałę i Władysława Rożkiewicza.
W okolicy trwała obława. Edward Węglarz „Zawieja” i Kazimierz Wajda „Sękowszczak” z sekcji dywersji i sabotażu byli na liście osób do aresztowania w Dąbrowie, ale Niemcy nie zastali ich w domu. Kiedy nad ranem wracali z poprawin wesela i zorientowali się, że we wsi jest gestapo i żandarmeria, skryli się w rowie. Niestety spożyty alkohol zrobił swoje. Jeden z nich zaczął wygrażać Niemcom, w efekcie czego obaj zostali wylegitymowani i zatrzymani.
Również rano kilku żandarmów wpadło do domu Bronisława Kaczmarczyka i aresztowali go, a pozostali od razu udali się do stodoły, gdzie znaleźli magazyn broni. Władysław Kościółek „Michno” nad ranem dowoził akuszerkę do rodzącej żony. Gestapo nie pozwoliło Kościółkowi wejść do domu i się pożegnać. Zatrzymany został również kierownik szarowskiej farbiarni Jan Ptak.
W Szarowie aresztowani zostali ci, którym udało się tego uniknąć w maju – Tadeusz Wajda, Mieczysław Włodek i Franciszek Włodek.
Aresztowania miały także miejsce w Brzeziu. Mieczysław Zawadzki „Kleryk”, kolporter prasy podziemnej, tej nocy nie przebywał w miejscu zamieszkania. W tej sytuacji Niemcy aresztowali jego braci Stefana i Eugeniusza. „Kleryk” został zastrzelony na początku stycznia 1944 r. w Staniątkach przez bahnschutzów. Przebywał wtedy u swojej koleżanki, gdy Niemcy szukali sprawców kradzieży węgla z transportu kolejowego. Chłopak miał mocne papiery, nie zajmował się okradaniem pociągów, ale nie wytrzymał nerwowo i zaczął uciekać. Według relacji mieszkającego po sąsiedzku Zbigniewa Szybińskiego, kule dosięgły go, gdy forsował ogrodzenie posesji.
„Mirski” nocował wtedy u Stefanii Prochwicz, szefowej służby sanitarnej. Gdy zorientował się, że Niemcy dobijają się do domu, postanowił z przeładowanym pistoletem poczekać na rozwój sytuacji. Mógł podjąć próbę ucieczki przez okno, ale nie miał pewności, czy dom nie jest obstawiony. Poza tym los Prochwiczówny byłby przesądzony. Na szczęście Niemcom chodziło o dom Jakuczków. Zmusili siostrę Stefanii, aby im go wskazała. Mariana Jakuczka „Junaka” nie zastali jednak w domu. Zabrali jego siostrę Stanisławę. Jakuczkówna w więzieniu przy Montelupich pracowała w kuchni z ciężarną Julią Rodak ze Staniątek, aresztowaną wraz z mężem w marcu 1943 r.
ppor. Mieczysław Wójcik
Eugeniusz Szewczyk „Kropelka” (AK) na swoje szczęście też już nie sypiał w swoim domu.
23 listopada 1943 r. w Podłężu zostali aresztowani: Józef Bednarczyk, Józef Ciastoń, Julian Habas, Karol Kaputa, Bronisław Krupa, Stanisław Książek, Karol Łapaj, Antoni Pilch, Antoni Rokita, Józef Rożkiewicz, Stanisław Rys, Wojciech Smolarczyk, Józef Szeląg, Stanisław Szeląg, Józef Szewczyk, Jan Wojas, Franciszek Wołowicz, Władysław Rojek (zwolniony).
W aresztowaniach uczestniczył komendant posterunku policji granatowej w Niepołomicach Jan Ratajczak. Zatrzymanych doprowadzono do szkoły i kazano im leżeć twarzą do podłogi.
W Zakrzowie Niemcy zatrzymali Kozika, Edwarda Perczyńskiego i Edwarda Widłę (wszyscy zostali zwolnieni).
W Niepołomicach aresztowali Władysława Gaja, Józefa Gałata, Kazimierza Kępę i Jana Sochackiego . Aresztowano również osoby w Cichawie, Gdowie, Gruszkach, Targowisku, i Łysokaniach – łącznie ponad 40 osób.
Egzekucje
Losy aresztowanych potoczyły się tragicznie. Konspiratorzy stali się zakładnikami skazanymi na karę śmierci i byli sukcesywnie rozstrzeliwani w masowych egzekucjach w odwetach za zamachy na „dzieło odbudowy” w Generalnej Guberni. Wcześniej, zakładnicy wyznaczani z poszczególnych miejscowości byli „tylko” umieszczani przez dwa tygodnie na liście do aresztowania na wypadek aktu terroru wobec okupanta. Niemcy umieszczali dane skazanych na afiszach śmierci. Część z nich była „przedstawiana do ułaskawienia” w zamian za pomoc w ustaleniu sprawców. Faktycznie oznaczało to tylko odroczenie egzekucji. Na odprawie służbowej Generalny Gubernator Hans Frank zasugerował podwładnym, aby za każdego zabitego Niemca lub osobę pozostającą w służbie niemieckiej rozstrzelać 100 Polaków. W praktyce, w Dystrykcie Krakowskim egzekucje obejmowały od 5 do 80 osób. Niektórzy z aresztowanych w listopadzie 1943 r. – jak np. Kozanecki i Kawalerski – zostali rozstrzelani już nazajutrz po zatrzymaniu. Najwięcej zginęło ich 2 lutego 1944 r., w ramach odwetu za zamach krakowskiego „Kedywu” AK dokonany na odcinku kolejowym Podłęże-Grodkowice w Puszczy Niepołomickiej 29 stycznia 1944 r., na pociąg wiozący m.in. Hansa Franka. Zostali rozstrzelani przy wiadukcie kolejowym w Staniątkach.
Po wyzwoleniu wspomnianych terenów, nie wszyscy z lokalnej społeczności w pełni mogli cieszyć się upragnionym odejściem okupanta. Wielu straciło swoich bliskich, znajomych lub nie znało ich losów. Bardziej świadomym towarzyszyła niepewność jutra. Atmosferę tamtych dni wymownie obrazuje zapisek siostry Albiny: „21 I 1945 (niedziela) Przyszli bolszewicy już od rana, a może i w nocy. Było trochę strzelaniny, bo Niemcy się też jeszcze plątali. Na pierwszej Mszy św. było bardzo mało ludzi. Suma też była tylko cichą Mszą św. Ani organy nie grały, ani ludzie nie śpiewali…”.
Komentarze
Prześlij komentarz