Wystrzałowe wesele

12 lipca 1947 r. w Niepołomicach-Jazach odbyła się zabawa weselna. Dwie pary nowożeńców urządziły przyjęcie dla swoich gości w jednym domu. Około godziny 18:00 goście byli już mocno pijani. Jeden ze starostów postanowił zabrać orkiestrę do swojego domu, oddalonego o ok. 200 m od miejsca przyjęcia. Zachowanie starosty spowodowało niezadowolenie gości. Dwóch z nich, w tym komendant posterunku MO w Niepołomicach, postanowiło zainterweniować. Skończyło się tragicznie, gdyż nietrzeźwy komendant przypadkowym strzałem ciężko zranił swojego dobrego kolegę – współinterweniującego.

 

13 lipca 1947 r. do Dowództwa Okręgu Wojskowego nr V (krakowskiego) wpłynął telefonogram z Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej (KPMO) w Bochni informujący o nadzwyczajnym wydarzeniu z udziałem milicjanta z Posterunku MO w Niepołomicach.

Podoficer dyżurny Sztabu OW V zgodnie z dyspozycją przełożonych przekazał informację o zdarzeniu do Wojskowej Prokuratury OW V: … 12.VII.1947 r. około godziny 19:10 w Niepołomicach na weselu Wienczyckiego Augustyna został postrzelony Erzyc Wacław zam. w Niepołomicach, pow. Bochnia – przez komendanta Posterunku – Stacha Bronisława s. Karola, urodz. 1 maja 1925 r., z pistoletu.

Kula ugodziła Erzyca Wacława w prawe ramię i tam pozostała. Rannego po udzieleniu pierwszej pomocy przewieziono do Szpitala w Krakowie.

Kpr. Stach Bronisław bezpośrednio po wypadku zbiegł w niewiadomym kierunku, dochodzenia prowadzi Sekcja Kryminalna Służby Śledczej w Bochni.

Akta przebiegu dochodzeń przedłoży się po ukończeniu dochodzenia. (pisownia oryginalna)

Nie wiedzieć dlaczego, wszystkie nazwiska wymienione w telefonogramie były nieprawdziwe. Reszta była prawie w całości zgodna z faktami. Okręgowa Prokuratura Wojskowa przekazała sprawę do Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Krakowie.


Co faktycznie się stało 12 lipca na Jazach w Niepołomicach?

Milicyjne czynności w sprawie wykonał ówczesny kpr. Jeremiasz Wajler z Sekcji Kryminalnej KPMO w Bochni. Nota bene – to ten sam milicjant, który w lutym 1947 r. zatrzymał w Poznaniu Jana Ratajczaka, byłego komendanta obwodowego granatowej policji w Niepołomicach, prześladowcę polskiej i żydowskiej ludności w czasie II wojny światowej. Wajler do połowy listopada 1946 r. był komendantem MO w Niepołomicach, a po nim kierownictwo jednostki przejął st. szeregowy Bronisław Ptak (awansowany na kaprala w lutym 1947 r.).

Bocheński kryminalny w sprawozdaniu z wykonanych czynności zawarł dokonane przez siebie ustalenia.

Wynikało z nich, że faktycznie 12 lipca 1947 r. posterunek MO w Niepołomicach przesłał zawiadomienie do Sekcji Kryminalnej Służby Śledczej KPMO w Bochni. Zawierało ono informację, iż komendant niepołomickiego posterunku, kpr. Bronisław Ptak, będąc na weselu w niepołomickich Jazach, w wyniku nieostrożnego obchodzenia się bronią, w trakcie sprzeczki z innym uczestnikiem przyjęcia – starostą – ciężko zranił Wacława Moryca z Niepołomic i następnie oddalił się w niewiadomym kierunku. Kolejnego dnia w godzinach popołudniowych B. Ptak zgłosił się w KPMO w Bochni i zameldował o zajściu.

Tu warto nadmienić, że prawie wszyscy świadkowie przesłuchani w postępowaniu przygotowawczym za zaistniałą, konfliktową sytuację z tragicznym finałem obwiniali Jana P. Taką ocenę przedstawił nawet jego brat, który ponadto oświadczył, że już po niekontrolowanym strzale komendanta, wobec dużej agresji słownej i fizycznej Jana wobec członków rodziny (sam uderzył go w twarz mając nadzieję, że się w końcu uspokoi), zdecydowano o zamknięciu awanturnika w chlewiku.

„Przekupienie” orkiestry

Przyjęcie weselne odbywało się w domu państwa M., a zostało zorganizowane przez rodziny dwóch par nowożeńców: Stanisława i N. Ponikiewiczów oraz Augustyna i Stefanii Gębickich. Niepołomicki komendant został zaproszony na wesele przez swojego kolegę, jednego z panów młodych, szarowianina, Augustyna Gębickiego, również milicjanta, z KPMO w Bochni. Wacław Moryc (późniejsza ofiara) również otrzymał zaproszenie jako kolega Gębickiego i Ponikiewicza.

Z relacji świadków wynikało, że około 18:30 prawie wszyscy goście byli już pijani, jednak nie było to coś bulwersującego – co podkreślono nawet w milicyjnym sprawozdaniu słowami: „jak to zwykle na wsi”. W tym czasie młodożeńcy udali się na sesję fotograficzną, a orkiestra odpoczywała. Ten fakt postanowił wykorzystać jeden ze starostów weselnych, Jan P. Zapłacił muzykantom 500 zł i zażądał, by ci, grając, odprowadzili go do oddalonego o koło 200 m domu –  i tam kontynuowali granie. Powodem przejęcia orkiestry przez starostę miały być rzekome animozje rodzinne.

Kapela znanego w okolicy akordeonisty Leona Toronia, mieszkańca Staniątek, przystała na to, i opuściła dom weselny z Janem P. oraz kilkorgiem gości. To wyraźnie nie spodobało się pozostałym gościom weselnym, gdyż chcieli się dalej bawić przy muzyce. Postanowili przyprowadzić orkiestrę z powrotem. Po muzykantów wybrał się Wacław Moryc, a za nim poszedł komendant (w mundurze służbowym). Obaj, podobnie jak inni goście, byli już po spożyciu alkoholu w sporych ilościach. Na miejscu nakłaniali muzykantów częstowanych wódką przez starostę do powrotu na wesele. B. Ptak w końcu dość ostro zwrócił się do nich słowami: Tu jest wesele, czy tam jest?! Gdy dowiedział się, że starosta zapłacił im za granie, ostatecznie pozwolił, by zagrali jeszcze jeden kawałek. Wówczas agresywnie zaoponował Jan P. Uderzył pięścią w stół i zaczął obrażać komendanta: … ty patałachu, ty gówniarzu, ty bucu, ty sk…synie, służysz w Polsce Demokratycznej a ja służyłem w Polsce Rzeczy Pospolitej w Wojsku Polskim i znam prawa (pisownia oryg.).

Od słowa do słowa…

Komendant, w reakcji na agresywne zachowanie Jana P., miał krzyknąć dwa razy do niego: To rypnij mnie! W odpowiedzi usłyszał: To mnie zastrzel!

Jak później wyjaśniał B. Ptak, z obawy przed fizycznym atakiem ze strony starosty, który miał położyć rękę na krześle, postanowił dobyć pistoletu służbowego. Liczył na to, że widok broni ostudzi agresję Jana P. Widzący tę sytuację Wacław Moryc postanowił załagodzić zajście i objął komendanta od przodu rękoma, mówiąc: Bronuś, daj spokój. Wtedy pistolet, który Ptak trzymał przy sobie na wysokości piersi, wystrzelił. Milicjant musiał – nie ulega wątpliwości, że niechcący – pociągnąć za spust, w efekcie czego ciężko zranił swojego bardzo dobrego kolegę, Wacława.

Ponieważ do strzału doszło z przyłożenia, był on słabiej słyszalny, niż gdyby został oddany z odległości. Poza tym pocisk nie opuścił lufy z właściwą sobie energią kinetyczną. Dlatego, pomimo że użyta broń (TT) w normalnych warunkach posiadała tzw. wysoką przebijalność, pocisk nie przestrzelił korpusu ofiary i utknął w ciele. Ciężko ranny Moryc osunął się na podłogę. Według relacji świadka, komendant chyba z początku nie był świadomy, do czego doszło, gdyż przez chwilę dalej spierał się z Janem P. Gdy dotarło do niego, co się stało, przerażony zapytał: Wacek, co ci jest? Następnie wyszedł z domu.

Pistolet TT, kaliber 7,62 mm, pojemność magazynka 8 szt. naboi

Do rannego wezwano lekarza. Przybył dr Mieczysław Kossowski, a potem jeszcze jeden lekarz, Jan Gądor. Po wstępnym zaopatrzeniu, z uwagi na ciężki stan rannego, zdecydowano o przewiezieniu Moryca do szpitala Bonifratrów w Krakowie. Tam stwierdzono, że … w wyniku postrzelenia w lewą klatkę piersiową i lewe płuco doszło do krwawienia do opłucnej, złamania żebra V lewego i lekkiego niedowładu kończyny lewej górnej. Z ciała, konkretnie z mięśnia grzbietu, wyjęto pocisk. Pokrzywdzony Wacław Moryc przebywał w szpitalu do 23 sierpnia 1947 r. i wyszedł na własne życzenie, by kontynuować leczenie w domu.

Zarzut i oskarżenie komendanta


Obwoluta akt sprawy przeciwko Bronisławowi Ptakowi. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

27 września prokurator wojskowy wszczął śledztwo przeciwko B. Ptakowi, zarzucając mu popełnienie przestępstwa z art. 163 § 1 Kodeksu Karnego Wojska Polskiego (nieostrożne obchodzenie się żołnierza z bronią lub amunicją powodujące uszkodzenie ciała człowieka) w związku z art. 236 § 1 kodeksu karnego (uszkodzenie ciała człowieka niezagrażające lub zagrażające chwilowo życiu, naruszające czynność narządu na co najmniej 20 dni). Śledztwo zakończył 15 października 1947 r. sporządzeniem aktu oskarżenia z kwalifikacją prawną czynu jw. i skierowaniem go do Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie.



Wystąpienie Szefa Wydziału Specjalnego MO Woj. Krakowskiego do Komendanta Powiatowego MO w Bochni  z poleceniem wszczęcia dochodzenia na okoliczność postrzelenia W. Moryca. Za istotne uznano uwzględnienie w charakterystyce i opinii dot. B. Ptaka jego oblicza politycznego. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie


B. Ptak za zgodą pokrzywdzonego W. Moryca wniósł o zarządzenie ugody i wyznaczenie obrońcy z urzędu. W trakcie przewodu sądowego obrońca wniósł o uniewinnienie lub warunkowe zawieszenie wykonania kary, a sam oskarżony, odpowiadający z wolnej stopy, o uniewinnienie. 


Prośba oskarżonego B. Ptaka o wyznaczenie obrońcy z urzędu i zarządzenie ugody z pokrzywdzonym. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

Komendant nie zaprzeczał, że postrzelił Moryca, ale do winy się nie przyznał. Tłumaczył się, że dobył broni, by Jana P. odwieść od agresywnego wobec niego zachowania, i dopuszczał jej użycie tylko w ostateczności. Ponadto twierdził, że broń łatwo się odbezpieczała, a nosił ją załadowaną, tj. z nabojem w komorze nabojowej, ze względu na spore zagrożenie na tym terenie. Faktycznie TT-tka, czyli pistolet Fiodora Tokariewa kaliber 7,62, nie miała bezpiecznika nastawnego i było to – oprócz kiepskiej jakości materiału – wymieniane jako jedna z wad pistoletu. Nie mogło to być jednak uznane przez sąd jako okoliczność łagodząca – w przeciwieństwie do faktu zawarcia ugody pomiędzy Ptakiem i Morycem, co sprowadzało się do wypłacania pokrzywdzonemu 5 tys. zł miesięcznie do kwoty 25 tys. zł.

Obrońca, podobnie jak oskarżony, podkreślił, że komendant zabrał ze sobą broń na wesele, gdyż odbywało się ono na „bardzo niespokojnym terenie” (to akurat było prawdą).

Warto podkreślić, że obie strony postępowania – oskarżony i pokrzywdzony – zadeklarowali, że nieszczęśliwy wypadek nie zaważył na ich przyjaźni.

Sąd przesłuchał kilka osób. Nie odczytał jednak ważnych zeznań świadków złożonych w postępowaniu przygotowawczym, które były rozbieżne w istotnych fragmentach z tymi złożonymi w sądzie i korzystniejsze dla oskarżonego.

Wyrok i rewizja

Wojskowy Sąd Rejonowy uznał B. Ptaka winnym zarzucanych mu czynów i skazał go na 1 rok pozbawienia wolności (przy ustawowym zagrożeniu do 5 lat).



Wyrok sądu I instancji. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie


Obrońca B. Ptaka wniósł do Najwyższego Sądu Wojskowego skargę rewizyjną, uzasadniając ją m.in. zastosowaniem nieprawidłowej kwalifikacji prawnej czynu, tj. art. 236 § 1 (działanie umyślne) zamiast § 2 (działanie nieumyślne – w tym przypadku zagrożenie karą wynosiło do 1 roku pozbawienia wolności), nieuwzględnieniem zeznań świadków złożonych w dochodzeniu, nieskorzystaniem z możliwości warunkowego zawieszenia wykonania kary – za czym przemawiały m.in. dotychczasowa, wzorowa postawa milicjanta (potwierdzona opiniami służbowymi, Miejskiej Rady Narodowej w Niepołomicach), zawarciem ugody z pokrzywdzonym, który nie rościł pretensji do sprawcy.

Najwyższy Sąd Wojskowy uznał skargę w części za zasadną i zmienił wyrok, zawieszając wykonanie kary 1 roku pozbawienia wolności na dwa lata próby.


Adnotacja dotycząca zmiany wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego przez Najwyższy Sąd Wojskowy na łagodniejszy dla B. Ptaka. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

To nie jedyny przypadek

Opisany przypadek nieumiejętnego, niedopuszczalnego posługiwania się bronią palną przez milicjanta w Niepołomicach w pierwszych latach po wojnie nie był jedyny.

Wcześniej, 22 marca 1946 r., na posterunku MO w Niepołomicach, szer. Władysław Gębicki z posterunku MO w Kłaju (przyjęty do MO 8 marca 1946 r.) śmiertelnie postrzelił szer. Karola Kramarza z niepołomickiej jednostki. Gębicki demonstrował Kramarzowi swój P08. W trakcie pokazu „parabelki” milicjant prawdopodobnie przeładował ją (a może już była przeładowana), następnie wypiął magazynek, a potem nacisnął spust, trzymając pistolet skierowany w kierunku Kramarza. Postrzał w brzuch okazał się śmiertelny. Przybyły na miejsce dr Zieja zastał pacjenta w stanie agonalnym.

Problem niewłaściwego użycia broni

Wśród przyczyn niekontrolowanych strzałów – nie tylko w pierwszych, powojennych latach – w tym skutkujących ciężkim zranieniem człowieka lub jego śmiercią, należy wymienić słabe wyszkolenie strzeleckie funkcjonariuszy, niskie kryteria doboru do służby, nieprzestrzeganie zasad bezpiecznego posługiwania się bronią palną oraz częste noszenie, a także używanie jej w stanie po spożyciu alkoholu. Tolerowanie uczestniczenia uzbrojonych milicjantów w publicznych czy prywatnych „zakrapianych” imprezach, w czasie których również spożywali alkohol, w znacznej mierze przyczyniało się do zaistnienia tzw. wydarzeń nadzwyczajnych z udziałem funkcjonariuszy. Ponadto zaraz po wojnie milicjanci czuli się bardziej zagrożeni niż chociażby obecnie z powodu napiętej sytuacji politycznej w kraju i działalności antykomunistycznego podziemia. W tych uwarunkowaniach sięganie po broń przychodziło im bez większego oporu. Młody wiek i brak stosownego doświadczenia życiowego funkcjonariuszy też nie pozostawały bez wpływu na liczbę zdarzeń. Oczywiście część z ww. przyczyn wypadków z bronią służbową słusznie obciążała samych sprawców, co też uwzględniał wymiar sprawiedliwości.

Obecnie do takich, tragicznych w skutkach sytuacji, dochodzi bardzo rzadko, o czym zaświadczają statystyki i wyniki kontroli, także pozaresortowych (chociażby Najwyższej Izby Kontroli). Z pewnością przywiązuje się większą uwagę do wyszkolenia, ale i poziom dyscypliny funkcjonariuszy jest nieporównywalnie wyższy. Policjanci wyposażani są w lepszą konstrukcyjnie, bezpieczniejszą broń. Większa obecnie atrakcyjność służby w policji niż dawniej pozwala również na stosowanie wyższych kryteriów w doborze kadr. Niewątpliwie także tzw. ciemna liczba zdarzeń (nieujawnionych, niezgłoszonych), w których nie było ofiar, jest nikła w stosunku do sytuacji sprzed wielu dekad.  

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty