Historia kryminalna z 1909 r.
Jeden z mieszkańców Staniątek, ucieszony niezłym, okazjonalnym zarobkiem, postanowił poczęstować znajomych wódką. Skończyło się to dla niego tragicznie. Niewdzięcznicy po spożyciu alkoholu pobili go śmiertelnie.
W numerze 230 „Gazety Powszechnej” (dzienniku wydawanym w Krakowie, dystrybuowanym również za granicą) z 3 października 1909 r. odnotowano zdarzenie kryminalne, do którego doszło 1 października tegoż roku w Staniątkach.
Winieta Gazety Powszechnej. Źródło: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa
Autorem artykułu jest Karol Powroźnik, rzemieślnik zatrudniony w klasztornym folwarku PP Benedyktynek, który często pisywał do gazet, nie tylko lokalnych. Syn Karola, Józef (1902-1989), urodzony w Staniątkach, był pedagogiem muzycznym, autorem m.in. śpiewników i podręczników do nauki gry na gitarze i innych instrumentach, publicystą, w latach 1951-1963 rektorem Akademii Muzycznej w Katowicach. Należał do PPS, później do PZPR.
Powroźnik w artykule Smutny koniec pijatyki opisał zdarzenie z udziałem zawodowego fiakra z Chrości (obecnie zachodniej części Staniątek), Kaspra Taborskiego. Woźnicy w ww. dniu trafił się intratny zarobkowo kurs do Brzezia. Klient prawdopodobnie musiał mieć gest i dobrze zapłacił Taborskiemu, gdyż ten, ucieszony zarobkiem, na powrót zakupił trzy butelki wódki. Zanim dojechał do Górnych Staniątek, jedną zdążył już „przepłukać gardło”. Tutaj naszła go chwilowa i – jak się później okazało – zgubna szczodrość, a może chęć załagodzenia jakiegoś zatargu z przeszłości. Otóż do wspólnego spożycia dwóch pozostałych flaszek trunku zaprosił napotkanych kamratów, staniątczan, których prawdopodobnie znał. W czasie spożywania alkoholu miało dojść „ni z tego ni z owego” do bójki. Poczęstowani biesiadnicy okazali się bardzo niewdzięczni w stosunku do dorożkarza, któremu … powybijali zęby, pokrajali mu twarz nożem i powybijali dziury w głowie, tak że mózg przez nie było widać. Zawezwany do ciężko rannego lekarz stwierdził, że rany są śmiertelne. Kilka godzin po zdarzeniu Taborski zmarł.
Sprawców śmiertelnego pobicia fiakra, a właściwie zabójstwa, aresztowała żandarmeria i odstawiła do sądu w Niepołomicach. W publikacji nie podano personaliów napastników.
W korespondencji uzupełniającej artykuł Karol Powroźnik opisał szczegóły uszkodzeń ciała ofiary:
Nie było to pobicie ani morderstwo, ale torturowanie podobne jak w Rzymie za czasów pogańskich. Lekarz, dr Majewski z Niepołomic, opowiadał świadkowi o strasznych wprost ranach, jakie Taborskiemu zadano. I tak: w głowie miał kilka dziur, czaszka była pęknięta w czterech miejscach, wszystkie zęby na przodzie były wybite razem z dziąsłami, szczęka i kości policzkowe zgruchotane. Gdy go lekarz opatrywał, to mu tylko kości rzegotały. Zbrodniarzom i to nie wystarczyło, bo go jeszcze nożami porżnęli. Nieszczęśliwy człowiek tak jęczał straszliwie z bólu, iż dzieci mdlały. Ksiądz był dwa razy u niego ze św. Sakramentami, ale nie spowiadał go, bo żadnego słowa nie wymówił.
Autor zakończył publikację zdaniem: Na tak okropne pastwienie się nad człowiekiem mogli się zdobyć nie ludzie, ale jakieś dzikie rozjuszone zwierzęta.
Zastanawiać może okrucieństwo zadane ofierze. Tego rodzaju obrażenia były i są spotykane w przypadkach realizacji wendety. Ale w tym zajściu motywacja odrażającego czynu mogła być bardzo prozaiczna, np. błaha sprzeczka lub zatarg z przeszłości, wzburzenie na ewentualne, prowokacyjne zachowanie się przyszłej ofiary, zadziorność i nieustępliwość stron – a to wszystko, podlane alkoholem, przerodziło się w makabrę.
Komentarze
Prześlij komentarz