Kat w granatowym mundurze

O niepołomickim komendancie Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa Janie Ratajczaku

 

Sytuacja polskich policjantów po wybuchu II wojny światowej

12 października 1939 r. Adolf Hitler utworzył dekretem Generalne Gubernatorstwo (GG), które objęło ziemie polskie sprzed wojny (poza terenami włączonymi do III Rzeszy – zachodnia część kraju). Jednym z czterech dystryktów w GG (piąty utworzono po agresji na ZSRS) był dystrykt krakowski obejmujący dawne województwo krakowskie, z wyłączeniem powiatów zachodniej części województwa. Gubernator dystryktu dysponował aparatem policyjnym zarządzanym przez wyższego dowódcę SS i policji. Ponieważ niemieckie policja i służby bezpieczeństwa po usunięciu administracji wojskowej były niewystarczające, w celu zapewnienia bezpieczeństwa na terenach okupowanych utworzono jednostki pomocnicze policji, wykorzystując również zasoby kadrowe polskiej, przedwojennej policji.

30 października 1939 r. wyższy dowódca SS i Policji w GG, SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger, wydał odezwę, w której pod groźbą zastosowania „najsurowszych kar” nakazał zgłaszać się do służby polskim policjantom pozostającym w służbie po 1 września 1939 r. Braki w administracji niemieckiej uzupełniano również przedwojennymi polskimi urzędnikami.


Odezwa Wyższego Dowódcy SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführera Wilhelma Krügera z 30 października 1939 r. do polskich policjantów i urzędników (w jej treści nakazywano im pod groźbą surowych kar, zgłoszenie się do dnia 10 listopada 1939 r. do policji niemieckiej, starostw). Fot. Wikipedia

17 grudnia 1939 r. Generalny Gubernator Hans Frank wydał zarządzenie, w którym powołał Polnische Polizei im Generalgouvernement  (PP), która weszła w skład Ordnungspolizei (policji porządkowej), oraz wydzieloną z niej i podległą Sicherheitspolizei (policji bezpieczeństwa) Polską Policję Kryminalną. Do Polskiej Policji GG, nazywanej potocznie granatową z racji koloru umundurowania, mieli również obowiązek wstąpić policjanci wysiedleni z ziem włączonych do III Rzeszy. W ten sposób w strukturach PP znalazł się st. przodownik (st. sierżant) Jan Ratajczak, wysiedlony wraz z rodziną z województwa poznańskiego.  


Komendant miejski Policji Polskiej w Tarnowie melduje Generalnemu Gubernatorowi Hansowi Frankowi. Fot. Wikipedia

Z Prokocimia do Niepołomic

Kim był Ratajczak? Urodził się 23.07.1890 r. w Borkowicach w powiecie śremskim (poznańskie). Przypuszczalnie od razu po wysiedleniu i przybyciu do Krakowa zgłosił się do służby i objął stanowisko komendanta posterunku PP w Prokocimiu. Warto odnotować, że raczej nie zrobił tego  z obawy przed represjami za zwłokę, ale z gorliwości wobec okupanta, którą potem miał się jeszcze wielokrotnie wykazać. Jak zapisał się w pamięci mieszkańców świadczy fakt, że ludzie chcieli go zlinczować na dworcu PKP w Płaszowie, gdy po wojnie został rozpoznany w czasie konwojowania na czynności procesowe w Bochni.

W Prokocimiu pełnił służbę w latach 1939–1941. Musiał zdobyć zaufanie i uznanie swoich polskich przełożonych oraz nadzorujących ich Niemców, skoro – przeniesiony do Niepołomic – został komendantem obwodowym. Na nowym stanowisku w Niepołomicach Ratajczakowi podlegały posterunki PP m.in. w Targowisku, Kłaju, Podłężu i Zabierzowie Bocheńskim.


Komendant obwodowy Policji Polskiej w Niepołomicach, st. przodownik (st. sierż.) Jan Ratajczak, 1942 r. Fot. archiwum prywatne

„Bił po twarzy i kopał, gdzie popadło”

 Komendant od razu dał się poznać mieszkańcom gmin Niepołomice i Targowisko jako gorliwy i brutalny sługa okupanta. Organizował łapanki i bezprawnie zatrzymywał ludzi. Sprzedawcom na targu konfiskował żywność, bijąc ich po całym ciele i kopiąc (zarówno mężczyzn, jak i kobiety oraz nieletnich) za stosowanie „zawyżonych cen”. Na marginesie warto zauważyć, że u niektórych kupujących brutalność komendanta wobec tych sprzedających niestety wzbudzała aprobatę. Faktycznie, niektórzy ubodzy rolnicy nie trzymali się cennika – np. nabiału czy warzyw – narzuconego przez Niemców. Ale co mieli robić w sytuacji, gdy mizerny przychód z pracy na roli był ich jedynym źródłem utrzymania? Bogatsi radzili sobie lepiej – stać ich było nawet na zabieganie o względy u komendanta.

W podobnie brutalny sposób Ratajczak zachowywał się w czasie przeszukań, wobec zatrzymanych i osadzonych w areszcie, a także w stosunku do osób próbujących ratować z opresji swoich bliskich.

Np. w kwietniu 1941 r. w trakcie przeszukania domostwa Kazimierza i Emilii B. w Niepołomicach dotkliwie pobił Emilię oraz ich dzieci: Jadwigę i Bronisława. Gdy Kazimierz  udał się do posterunku, by dowiedzieć się, za co jego syn został pobity, sam również został uderzony przez Ratajczaka dwukrotnie w twarz i kopnięty kolanem w brzuch oraz zatrzymany w areszcie. Zwolniono go dopiero po interwencji burmistrza. Kolejną rewizję u B. przeprowadzili Niemcy w grudniu 1943 r. Pomimo że nie znaleziono obciążających dowodów, Kazimierz trafił na tydzień do bocheńskiego aresztu, a jego syn Edward został umieszczony na pół roku w płaszowskim obozie. Nie wiadomo, z czego wynikało zainteresowanie policji rodziną B., ale z relacji Kazimierza wynika, że Ratajczak znacznie przewyższał Niemców swoją brutalnością.

W styczniu 1943 r. Jan Trzos z Niepołomic został wezwany do stawienia się na posterunku w celu odstawienia do Baudienstu (niemieckiej służby budowlanej). 63-letni ojciec Jana, Piotr, postanowił uchronić przed tym chorego syna i zaniósł świadectwo lekarskie wystawione przez dr. Sawińskiego, potwierdzające zły stan zdrowia Jana. Ratajczak od razu trzy razy uderzył Trzosa w twarz i kopnął go w przyrodzenie oraz polecił podwładnemu umieścić go w areszcie. Jana Trzosa i tak doprowadzono do posterunku, a na drugi dzień odstawiono do obozu w Płaszowie. Po czterech miesiącach Niemcy zgodzili się na przeniesienie Jana do niepołomickiego Baudienstu pod warunkiem, że będzie tam służył osiem miesięcy.

Komendant osobiście i brutalnie interweniował nawet w sprawie cywilnej. Nie wiadomo, czy miał w tym jakiś specjalny interes, gdy w lecie 1943 r. dotkliwie pobił Władysława Klimę z Niepołomic w jego własnym domu – za to, że ten toczył spór graniczny z Michałem F. Klima musiał się ukrywać z obawy przed Ratajczakiem do czasu zakończenia sprawy w sądzie ugodą.

W grudniu 1943 r. Ratajczak wraz z podległymi mu policjantami przyszedł rano do domu Marii Wróblewskiej w Niepołomicach i przeprowadził dokładne przeszukanie domostwa. Niczego nie znaleziono, ale Ratajczak zdecydował o aresztowaniu syna p. Wróblewskiej, 23-letniego Jana, zarzucając mu, że nigdzie nie pracuje. Po tygodniowym pobycie na żandarmerii niemieckiej w Bochni i ciężkim pobiciu, chorowity Jan został umieszczony w płaszowskim obozie. Pracował w kamieniołomie Liban. Po dwóch miesiącach zmarł z powodu wycieńczenia i odniesionych obrażeń.

Latem 1944 r. 64-letnia Wróblewska udzieliła schronienia wysiedlonej dziewczynie, która uciekła Ukraińcom będącym w służbie niemieckiej, chcąc w ten sposób uchronić się przed kopaniem okopów. Ratajczak dowiedział się o tym. Gdy nie zastał dziewczyny u Wróblewskiej, zatrzymał starszą kobietę przez cztery dni w areszcie gminnym i wypuścił ją dopiero, gdy poszukiwana została ujęta.

Świadkiem scen bicia ludzi na targu w Niepołomicach przez Ratajczaka podczas siłowego odbierania im nabiału i drobiu był członek Obwodu 20 bocheńskej komendy Narodowej Organizacji Wojskowej Marian Szostak „Marianciu” z Gdowa, gdy przybył do Niepołomic po odbiór kenkart załatwionych przez urzędnika magistratu współpracującego z podziemiem. Szostak po wojnie nie mógł zeznawać w sprawie Ratajczaka, gdyż został zesłany na trzy lata do sowieckich łagrów.

Opisywane wyżej zachowania Ratajczaka potwierdził natomiast w zeznaniu złożonym po wojnie jego były podwładny Stanisław Detkiewicz (sam w styczniu 1945 r. wstąpił do Milicji Obywatelskiej, a kiedy po dwóch tygodniach pełnienia służby na stanowisku komendanta posterunku MO w Niepołomicach Antoni Skóra został burmistrzem – zajął na miesiąc jego miejsce, po czym jako ppor. WP podjął służbę w niepołomickiej jednostce KBW). Detkiewicz zeznał, że w 1943 i na początku 1944 r. widział na posterunku oraz na targu, jak Ratajczak wielokrotnie „… bił po twarzy i kopał gdzie popadło z błahego powodu kobiety jak i mężczyzn.”.


Jan Ratajczak z żoną w Niepołomicach na tzw. „wypiórku” – zabawie organizowanej po skończeniu darcia pierza, luty 1942 r. Fot. archiwum prywatne

Samowolnie wymierzał i osobiście wykonywał karę śmierci

Jan Ratajczak nie ograniczał się do bicia ludzi. Osobiście zastrzelił kilka osób, inne zostały zabite na jego polecenie.

Na początku sierpnia 1943 r. dwaj policjanci z Niepołomic, plut. Antoni Andrzejewski i plut. Jan Brenner, ujęli w Podłężu 17-letniego Wita Małka ze Staniątek i 22-letniego Władysława Wołowicza z Podłęża. Obaj unikali powołania do Baudienstu, ukrywali się przed policją i żandarmerią, ale dodatkowo dokonywali kradzieży w niemieckich pociągach na stacji w Podłężu (nie byli w tym jedyni). Nierozważni, głośno chwalili się swoimi „dokonaniami”. Ponieważ przypadki okradania wagonów wciąż się powtarzały, Niemcy zagrozili sołtysowi, że jeśli ten nie rozwiąże problemu wraz z komendantem niepołomickiego posterunku, to zbiorowo ucierpią na tym mieszkańcy wsi. W efekcie drugiego zawiadomienia o miejscu pobytu poszukiwanych i obławy Andrzejewski i Brenner zatrzymali obu chłopaków w polu, po tym jak ci zjedli obiad przyniesiony przez młodszego brata Wołowicza. Policjanci doprowadzili ich do Niepołomic, a następnie konwojowali przez Puszczę rzekomo do niemieckiej żandarmerii w Bochni. Za nimi udali się na rowerach Ratajczak i podległy mu przodownik Stanisław Kuczek. W pewnym momencie konwój zszedł z drogi nieco w las i obaj zatrzymani zostali zastrzeleni przez komendanta i przodownika. Niedługo po mordzie Ratajczak w barze Marii Fitowskiej w Podłężu w rozmowie z Włodzimierzem S. wyraził się, że „… Wołowicz był twardy jak kot, bo jak dostał jeden strzał, to jeszcze uciekał i ciągnął Małka za sobą, więc musiałem dać jeszcze jeden strzał i dopiero był gotowy”.


Fragment zeznania jednego ze świadków w procesie przeciwko Janowi Ratajczakowi. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

W marcu 1944 r. policjanci z posterunku w Niepołomicach aresztowali ukrywającego się u rodziny Donatowiczów Franciszka Chmurę, który zbiegł z przymusowych robót w Niemczech. Na drugi dzień wieczorem Ratajczak wraz z podwładnymi Mieczysławem Buczkiem i N. Rusinkiem wyprowadzili Chmurę z aresztu, po czym komendant zastrzelił go w Puszczy. Widzieli to junacy powracający z Baudienstu w Kłaju i przekazali informację rodzinie zabitego. Gdy na drugi dzień siostra ofiary, Maria Grochotowa, zapytała Ratajczaka, dlaczego jej brat został zastrzelony, ten odpowiedział: „Takiego jak Chmura, to już dawno powinniśmy zastrzelić, bo nie powinien był uciekać Niemcom”.

Prześladowca Żydów

Policjanci granatowej policji mieli obowiązek ujmowania ukrywających się Żydów i ich likwidację, a za uchylanie się od tego groziły im surowe konsekwencje. Dopóki istniały getta, osoby narodowości żydowskiej mogli do nich odstawiać.

Część granatowych policjantów lojalnie i gorliwie wywiązywała się z zadań narzucanych przez okupanta – uczestniczyła w zbrodniach na Żydach i ich prześladowała. Niepołomiccy funkcjonariusze nie byli wyjątkiem w tym względzie. Warto podkreślić przy tym, że w okolicy zdarzały się przyzwoite zachowania policjantów PP. Funkcjonariusze z Igołomii, zmuszeni do zajęcia się ujawnionymi Żydami, przekazali ich niepołomickiej policji z propozycją odstawienia zatrzymanych do bocheńskiego getta. Jednak przodownik Kuczek zignorował to, wydał Ignasiakowi i Buczkowi polecenie rozstrzelania ich, a ci wykonali rozkaz.

Niepołomiczanie – po wojnie świadkowie w sprawie Ratajczaka i innych policjantów – potwierdzili w swoich zeznaniach, że komendant zastrzelił siedmioletnią żydowską dziewczynkę, ukrywającą się przed Niemcami córkę Józefa Peipera, Zofię. Z początku dziewczynka przebywała w niepołomickim przysiółku Grobla, potem w Drwinii. Ratajczak miał ją tam odnaleźć, przywieźć do Niepołomic i – pomimo błagań o ocalenie życia – zastrzelić na żydowskim cmentarzu.

Według relacji świadków w czerwcu 1943 r. komendant zastrzelił w lesie znanego w Niepołomicach Żyda o nazwisku Mames.

W 1944 r. Żyd Winstrauch, właściciel wytwórni wód gazowanych, któremu udało się przeżyć najgorszy czas, został ujęty z kilkoma innymi osobami i zastrzelony na polecenie Ratajczaka za budynkiem posterunku. Komendant sam zameldował telefonicznie niemieckiej żandarmerii w Bochni o egzekucji wykonanej na jego polecenie.

Wobec tylu relacji o bezwzględnym traktowaniu ludzi narodowości żydowskiej przez Ratajczaka zastanawia odosobniony przypadek jego nietypowego zachowania wobec Żydów mieszkających w Podłężu. W 1942 r. sołtys wsi został wezwany do urzędu gminy w Targowisku w sprawie wszystkich ostatnio zameldowanych osób. Miał się stawić z wykazem ich nazwisk i kenkartami. Okazało się, że ktoś doniósł na sołtysa, iż w gromadzie przetrzymuje Żydów, za co groziło mu aresztowanie. Po tym ostrzeżeniu wójt nakazał sołtysowi przekazać kenkarty na posterunek policji w Niepołomicach. Sołtys oczywiście twierdził, że według niego papiery tych osób są „aryjskie”, ale faktycznie chodziło o Żydów. Ratajczak polecił mu wezwać osoby z listy, aby stawili się na drugi dzień na posterunku. Zachowanie to było do niego niepodobne – „standardem” w przypadku Ratajczaka byłoby raczej wysłanie policjantów, by ci doprowadzili Żydów.

Po wojnie komendant tłumaczył podczas przesłuchań, że w ten sposób dał zagrożonym szansę na ucieczkę. Sołtys w zeznaniu potwierdził, że z jego perspektywy taki właśnie był sens zachowania Ratajczaka. Faktycznie większość Żydów skorzystała z niespodziewanie otrzymanej szansy i uciekła. Rano okazało się, że na miejscu zostały tylko trzy osoby, które zdecydowały się na samobójstwo: kobieta umierająca w konwulsjach po zażyciu trucizny oraz dwóch mężczyzn konających z powodu podcięcia sobie żył.


Jan Ratajczak w umundurowaniu służbowym. Archiwum p. Bartosza Witka
 

Gorliwi podwładni komendanta

Wielu podwładnych Ratajczaka w niczym nie ustępowało przełożonemu, jeśli chodzi o bezwzględność i okrucieństwo w postępowaniu z osobami narodowości żydowskiej.

Na początku 1943 r. policjanci Brenner i Buczek zatrzymali w domu Marii D. w Niepołomicach Żyda o nazwisku Pleszowski. Był to krawiec, któremu udało się zbiec razem z żoną i dwojgiem dzieci z Niepołomic do Krakowa w sierpniu 1942 r. Przed ucieczką Pleszowski mieszkał u Karoliny S. i wykonywał usługi krawieckie dla miejscowych. Uciekając przed Niemcami, zostawił u swojej gospodyni dwie walizki z dobytkiem, w tym walizkową maszynę do szycia. Właśnie na początku 1943 r. r. wrócił do Niepołomic po swoje rzeczy w towarzystwie Karoliny i jej drugiej siostry Antoniny W. Według świadków został przez nie zwabiony. Po 2–3 godzinach po Pleszowskiego przyszli policjanci. Pobity przez nich, wyprowadzany z domu – jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co go czeka – upominał się o zwrot walizek. Zaprowadzony w pobliże zamku został zastrzelony przez granatowych.

Jak zeznało dwóch świadków, w październiku 1942 r. w Woli Zabierzowskiej kapral Adolf Mierzwa z posterunku PP w Zabierzowie zabił Żyda Metzendorfa. Nakazał mu ucieczkę, po czym oddał kilka strzałów w jego kierunku i śmiertelnie ranił. Ponadto, jak twierdziła miejscowa ludność, w sierpniu Mierzwa miał zastrzelić w Woli Batorskiej innego Żyda – Szaję Kleinbergera.

Na posterunku w Podłężu pełnił służbę m.in. plutonowy Edward Ignasiak, przesiedleniec z poznańskiego. Miał on udział w aresztowaniu dwóch rodzin żydowskich i umieszczeniu ich w getcie. Jerzy i Kazimiera Blejowie zginęli w obozie koncentracyjnym, wojnę przeżyły tylko ich dwie córki. Ignasiak był brutalny także wobec Polaków. W szczególności upodobał sobie pasażerów pociągów przejeżdżających przez Podłęże, a także tych, którzy przyjeżdżali tu w celu pozyskania żywności na zasadzie wymiany za różne przedmioty. Ignasiak, odbierając im towary, był bezwzględny i w razie protestu katował ich drewnianą pałką. Bił po całym ciele, w tym po głowie, końcem pasa służbowego z klamrą, groził bronią palną.

Ocalił wsie przed pacyfikacją?

Ratajczak przypisywał sobie, że dzięki niemu nie doszło do pacyfikacji Staniątek i Podłęża po zamachu Kedywu AK w Puszczy Niepołomickiej 29 stycznia 1944 r. na pociąg, którym podróżował m.in. Generalny Gubernator Hans Frank. Według niego stało się tak dlatego, gdyż miał to wyperswadować dowodzącym siłami niemieckiej żandarmerii i gestapo. Rzekomo miał ich przekonać twierdząc, że akcja musiała być dziełem zamachowców z Krakowa, a nie miejscowych konspiratorów. Tę relację Ratajczaka, 21 lat po zdarzeniu, opisał w kronice parafialnej ks. Andrzej Fidelus, który w tamtym czasie był wikarym w Niepołomicach. Jeżeli faktycznie tak było, jak podawał komendant, to znając jego "osiągnięcia" w ochronie polskiej ludności przed okupantem trudno przypisywać mu troskę o mieszkańców. Raczej zasadnym wydaje się, że mógł kierować się obawą utraty zajmowanego stanowiska. 

Ratajczak na czarnej liście podziemnego wymiaru sprawiedliwości

Niegodne i zbrodnicze zachowania części niepołomickich policjantów nie uszły uwadze polskim organizacjom ruchu oporu.

W Dystrykcie Krakowskim GG na początku 1943 r. Kierownictwo Walki Cywilnej rozesłało do wszystkich posterunków policji granatowej wezwanie, w którym przypomniało funkcjonariuszom o ich „obowiązkach względem Narodu i Państwa Polskiego” (pisownia oryg.). Ponieważ nie wszyscy policjanci zastosowali się do powyższego, ogłoszono pierwszą czarną listę przestępców policyjnych, którzy swoimi czynami okryli się hańbą. Byli wśród nich zaprzedani okupantowi zdrajcy tropiący członków organizacji niepodległościowych, mordercy strzelający z zimną krwią do niewinnych ludzi, złodzieje okradający ludność z żywności, szantażyści wymuszający od ludności okupy, „… opryszki, zbiry, katy i wszelkiego rodzaju kanalie, od których społeczeństwo polskie odwraca się ze wzgardą.”. Wezwanie kończyło się obietnicą skierowaną do wymienionych: „… ani we dnie ani w nocy wam nie wolno o tym zapomnieć że karząca i sprawiedliwa dłoń Rzeczypospolitej dosięgnie was” (pisownia oryg.). 

Wśród 38 policjantów wymienieni zostali również przodownik z niepołomickiego posterunku Stanisław Kuczek oraz jego komendant Jan Ratajczak.


Czarna lista granatowych policjantów sporządzona przez Kierownictwo Walki Cywilnej w Krakowie, maj 1943 r. Nazwiska Ratajczaka i Kuczki podkreślone. Fot. Wikipedia

Wywiadowca Polskiej Policji Kryminalnej Ludwik Jarmułowicz pełniący służbę w jednym z krakowskich komisariatów, zarazem działający jako „Kiwdul” – członek komórki wywiadu cywilnego „Prostokąta” (Stronnictwa Demokratycznego) dowodzonej przez por. Czapkiewicza „Sprężynę”, złożył zawiadomienie i zeznanie obciążające Brennera i Andrzejewskiego za rzekome zabójstwo Małka i Wołowicza 3 sierpnia 1943 r. (jak opisano wyżej, faktycznie zastrzelili ich Ratajczak i Kuczek, a tamci ich tylko ujęli i doprowadzili na miejsce rozstrzelania). Już 13 sierpnia „Sprężyna” sporządził akt oskarżenia wobec obu policjantów i przesłał do III Sądu Specjalnego w Krakowie. Nie wiadomo, czy sąd wydał w ich sprawie werdykt (obaj wojnę przeżyli). Faktyczni zabójcy zostali jednak skazani.



Akt oskarżenia plut. Antoniego Andrzejewskiego i  plut. Jana Brennera sporządzony przez por. Czapkiewicza „Sprężynę”, wówczas szefa wywiadu cywilnego „Prostokąta” (Stronnictwa Demokratycznego). Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie


Akcja „Szpica” i „Giermka”

Na Kuczku dokonano skutecznej egzekucji. Na Ratajczaka wyrok wydał podziemny sąd przy 12 pp AK Ziemi Bocheńskiej (obwód krypt. „Wieloryb”). Jednym z dowodów przeciwko Ratajczakowi był meldunek o działalności komendanta sporządzony własnoręcznie przez Stanisława Szczepańskiego „Wrota” (członka niepołomickiej placówki AK „Pstrąg”, pełniącego jednocześnie obowiązki oficera wywiadu bocheńskiego obwodu AK, przedwojennego podoficera 2 Dywizjonu Pociągów Pancernych w Niepołomicach), podpisany przez Chrząszcza „Brzmija”, ze stosowną adnotacją dowódcy „Pstrąga”, chor. Józefa Jekla "Chmurowicza", "Zrywa". Na egzekutorów zostali wyznaczeni Leon A. „Szpic” i Władysław G. „Giermek” – obaj z niepołomickiej placówki AK „Pstrąg”. 30 września 1944 r. przed południem sentencję wyroku „Wrot” odczytał wykonawcom na zapleczu prowadzonej przez siebie restauracji przy rynku (obecnie lokal zajmuje PKO Bank Polski.

W wywiadzie udzielonym Antoniemu Szczepańskiemu (synowi „Wrota”) na rok przed swoją śmiercią „Szpic” wspominał, że tuż po odczytaniu wyroku w drzwiach restauracji pojawił się Ratajczak. „Giermek” chciał go od razu zastrzelić, ale „Wrot” na szczęście go powstrzymał. Ratajczak zaraz wyszedł z lokalu i udał się na rowerze za kościół, w kierunku cmentarza. „Giermek”, poczęstowany przez Szczepańskiego, wypił kieliszek wódki i razem ze „Szpicem” udali się na rowerach za komendantem. W pewnym momencie stracili go z oczu (jak się później okazało, skręcił w dzisiejszą ulicę Partyzantów i był u Marii Sydrowej, która wraz z mężem leśniczym i dziećmi mieszkała w leśniczówce). Postanowili poczekać na niego w pobliżu skrzyżowania ulic Cmentarnej i Dębowej. Po jakimś czasie, gdy Ratajczak pojawił się na rowerze (na obecnej ulicy Pięknej), akowcy podjechali i „Giermek” oddał do niego trzy strzały. Policjant jęknął i upadł, a egzekutorzy szybko oddalili się z miejsca zamachu. Rannym zajęli się mieszkający w pobliżu i przekazali go lekarzowi. „Szpic” pojechał do domu w Woli Batorskiej i po przebraniu się po jakimś czasie przybył na rynek. Wyszedł do niego prowadzący zakład fryzjerski („Szpic” nie pamiętał jego nazwiska) – według autora mógł nim być Franciszek Ziemba lub Marian Jabłoński, przedwojenny bokser Pogoni Lwów, obaj z AK - i powiedział do „Szpica”: „Sk…syn przeżył”.

Faktycznie Ratajczak w wyniku postrzału został tylko ranny. Po zaopatrzeniu przez lekarza został odwieziony do szpitala. Zeznając w śledztwie wykluczył, aby zamachowcy pochodzili z Niepołomic (faktycznie, obaj mieszkali w Woli Batorskiej), co miało uchronić miejscową ludność przed represjami ze strony okupanta. W Niepołomicach nie było już więcej okazji, by wykonać na nim wyrok.

Czas rozliczeń

Po ucieczce Niemców z Niepołomic Ratajczak z rodziną również się ewakuował. Przybył do Poznania i według sierż. Jeremiasza Wajlera z KPMO w Bochni (byłego komendanta posterunku MO w Niepołomicach) podjął służbę w milicji obywatelskiej. Później zatrudnił się w spółdzielni "Społem" jako pracownik biurowy. Zamieszkał z żoną i córkami przy ulicy Prądzyńskiego 47/31.

18 marca 1946 r. sędzia sądu grodzkiego w Niepołomicach dr Antoni Pająk sporządził „Wykaz przestępców wojennych w Polsce z okręgu Sądu Grodzkiego w Niepołomicach”. Podstawą umieszczenia osób na wykazie były uzyskane zeznania świadków osobiście przesłuchanych przez sędziego, w tym pokrzywdzonych przez niepołomickich policjantów. Wprawdzie upubliczniona lista zawierała tylko nazwiska Ratajczaka, Andrzejewskiego i Mierzwy, ale sędzia wzywał obywateli mających wiedzę o przestępczej działalności do przekazywania informacji bezpośrednio do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie. Wcześniej inne dowody z dochodzeń prowadzonych przez KPMO w Bochni zostały przekazane prokuratorowi sądu specjalnego w Krakowie.


Wykaz przestępców wojennych z okręgu sądu grodzkiego w Niepołomicach sporządzony przez sędziego dr. Antoniego Pająka. Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

Jan Ratajczak został zatrzymany w Poznaniu w lutym 1947 r. przez ówczesnego referenta Sekcji Kryminalnej Służby Śledczej KPMO w Bochni kpr. Jeremiasza Wajlera. Milicjanci przekonwojowali go do sądu w Bochni. W trakcie przesiadki w Płaszowie Ratajczak został rozpoznany przez ludzi, którzy pamiętali go z czasów wojny. O mało co nie doszło do linczu. Zapobiegli temu milicjanci i SOK-iści. Ze względu na zagrożenie postanowiono aresztanta przewieźć z Płaszowa do Bochni w parowozie, a od Podłęża konwój został wzmocniony plutonem wojska z jednostki w Niepołomicach. Ratajczakowi przedstawiono zarzuty i osadzono w areszcie przy ulicy Senackiej w Krakowie. 

Proces toczył się w sądzie okręgowym w Krakowie i zakończył w sierpniu 1948 r. Stu świadków na pięciu rozprawach potwierdziło zbrodniczą działalność Ratajczaka. Udowodniono mu zastrzelenie Wołowicza i Małka oraz udział w zabójstwach 7-letniej Peiperówny, Winstraucha, Mamesa, Siudaka i kilku innych osób o nieustalonej tożsamości. Udowodniono także organizowanie łapanek wśród ludności polskiej, bezprawne aresztowania i konfiskaty żywności, bicie i kopanie aresztowanych, a także udział w likwidacji getta. Skład orzekający pod przewodnictwem sędziego Kądzieli nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego, jak i co do zastosowania najwyższego wymiaru kary. Orzekł również pozbawienie Ratajczaka praw obywatelskich i honorowych na zawsze, a także konfiskatę majątku. Rewizja wyroku wniesiona do Sądu Najwyższego została odrzucona. Skazany został stracony.

Drugim oskarżonym w tym procesie był podwładny Ratajczaka – Jan Brenner. Został on skazany na trzy lata więzienia za „zbyt służbiście wykonywane rozkazy”. Kpr. Buczek z pewnością też otrzymałby status oskarżonego, lecz zmarł w międzyczasie.


Okładka akt sądowych przeciwko Janowi Ratajczakowi i innym. Fotokopia z biblioteki p. Antoniego Szczepańskiego

Czy można oceniać PP wyłącznie poprzez postać Ratajczaka?

Nie ulega wątpliwości, że funkcjonariusze PP ulegali głębokiej, wojennej demoralizacji – jak wielu ludzi żyjących pod okupacją niemiecką. Faktem jest, że przyszło im funkcjonować w gorszych warunkach niż innym grupom zawodowym czy społecznym. Nie w sensie materialnym, ale choćby z tego względu, że okupant przymuszał ich – pod groźbą surowych konsekwencji w przypadku niesubordynacji – do włączania się w zbrodnicze działania wobec rodaków. Taki stan rzeczy oczywiście nie może być jednak usprawiedliwieniem dla przestępczych zachowań, których się dopuszczali.

Z pewnością oprócz gorliwych sługusów okupanta w szeregach PP byli policjanci wzbraniający się przed ścisłym spełnianiem oczekiwań Niemców, a także tacy, którzy ludziom pomagali. Trudno ocenić, jaki odsetek stanowili oni w szeregach formacji. Czy wymieniony wyżej Stanisław Detkiewicz odważyłby się wstąpić od razu po wojnie do milicji obywatelskiej, lub czy zostałby komendantem posterunku MO, a potem wstąpił w szeregi Wojska Polskiego w Niepołomicach, gdyby ciążyły na nim, jako policjancie, przestępstwa przeciwko ludności? Przecież nie był anonimowy dla lokalnej społeczności (miał nawet opinię „kobieciarza”). Granatowi czasem mocno ryzykowali i pomagali mieszkańcom – jak wtedy, gdy po donosie sąsiada na gospodarza w Staniątkach o nielegalnym uboju bydlęcia sami podpowiedzieli mężczyźnie, by zeznał, że „krowa mu zdechła”.

Ostrożne szacunki (np. dr hab. Bogdan Musiał, Policja granatowa – okupacyjny temat tabu, „Rzeczpospolita” z 6.08.2011 r.) pozwalają twierdzić, że nawet 30 proc. polskich policjantów, w tym przede wszystkim z Polskiej Policji Kryminalnej, mogło współpracować z konspiracyjnymi organizacjami. Wielu z nich oddało życie za służbę Polsce. Takim funkcjonariuszom należy się pamięć i szacunek. Nie można zapomnieć o ich odwadze i poświęceniu, tak jak nie można wymazać z pamięci zbrodniczej działalności Ratajczaka i jemu podobnych zdrajców narodu polskiego.


Najważniejsze źródła:

Antoni Szczepański, Wywiad z Leonem A. "Szpicem", Niepołomice, 2012 

Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie

 Ratajczak skazany na karę śmierci (sm)Dziennik Polski nr 232, 1948 r.

 Zbrodniarz-policjant z Niepołomic ujęty w Poznaniu, Echo Krakowa, 28.04.1948 r.

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty