Kat w
granatowym mundurze
O
niepołomickim komendancie Policji Polskiej Generalnego Gubernatorstwa Janie
Ratajczaku
Sytuacja polskich policjantów po wybuchu II wojny światowej
12 października 1939 r. Adolf Hitler utworzył dekretem
Generalne Gubernatorstwo (GG), które objęło ziemie polskie sprzed wojny (poza
terenami włączonymi do III Rzeszy – zachodnia część kraju). Jednym z czterech
dystryktów w GG (piąty utworzono po agresji na ZSRS) był dystrykt krakowski
obejmujący dawne województwo krakowskie, z wyłączeniem powiatów zachodniej
części województwa. Gubernator dystryktu dysponował aparatem policyjnym
zarządzanym przez wyższego dowódcę SS i policji. Ponieważ niemieckie policja i
służby bezpieczeństwa po usunięciu administracji wojskowej były niewystarczające,
w celu zapewnienia bezpieczeństwa na terenach okupowanych utworzono jednostki
pomocnicze policji, wykorzystując również zasoby kadrowe polskiej,
przedwojennej policji.
30 października 1939 r. wyższy dowódca SS i Policji w GG,
SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger, wydał odezwę, w której pod
groźbą zastosowania „najsurowszych kar” nakazał zgłaszać się do służby polskim
policjantom pozostającym w służbie po 1 września 1939 r. Braki w administracji
niemieckiej uzupełniano również przedwojennymi polskimi urzędnikami.
17 grudnia 1939 r. Generalny Gubernator Hans Frank wydał
zarządzenie, w którym powołał Polnische Polizei im Generalgouvernement (PP), która weszła w skład Ordnungspolizei
(policji porządkowej), oraz wydzieloną z niej i podległą Sicherheitspolizei
(policji bezpieczeństwa) Polską Policję Kryminalną. Do Polskiej Policji GG,
nazywanej potocznie granatową z racji koloru umundurowania, mieli również
obowiązek wstąpić policjanci wysiedleni z ziem włączonych do III Rzeszy. W ten sposób
w strukturach PP znalazł się st. przodownik (st. sierżant) Jan Ratajczak,
wysiedlony wraz z rodziną z województwa poznańskiego.
Z Prokocimia do Niepołomic
Kim był Ratajczak? Urodził się 23.07.1890 r. w Borkowicach w
powiecie śremskim (poznańskie). Przypuszczalnie od razu po wysiedleniu i
przybyciu do Krakowa zgłosił się do służby i objął stanowisko komendanta
posterunku PP w Prokocimiu. Warto odnotować, że raczej nie zrobił tego z obawy przed represjami za zwłokę, ale z
gorliwości wobec okupanta, którą potem miał się jeszcze wielokrotnie wykazać. Jak zapisał się w pamięci mieszkańców świadczy fakt, że ludzie chcieli go zlinczować na dworcu PKP w Płaszowie, gdy po wojnie został rozpoznany w czasie konwojowania na czynności procesowe w Bochni.
W Prokocimiu pełnił służbę w latach 1939–1941. Musiał zdobyć
zaufanie i uznanie swoich polskich przełożonych oraz nadzorujących ich Niemców,
skoro – przeniesiony do Niepołomic – został komendantem obwodowym. Na nowym
stanowisku w Niepołomicach Ratajczakowi podlegały posterunki PP m.in. w
Targowisku, Kłaju, Podłężu i Zabierzowie Bocheńskim.
„Bił po twarzy i kopał,
gdzie popadło”
W podobnie brutalny sposób Ratajczak zachowywał się w czasie
przeszukań, wobec zatrzymanych i osadzonych w areszcie, a także w stosunku do
osób próbujących ratować z opresji swoich bliskich.
Np. w kwietniu 1941 r. w trakcie przeszukania domostwa
Kazimierza i Emilii B. w Niepołomicach dotkliwie pobił Emilię oraz ich dzieci:
Jadwigę i Bronisława. Gdy Kazimierz udał
się do posterunku, by dowiedzieć się, za co jego syn został pobity, sam również
został uderzony przez Ratajczaka dwukrotnie w twarz i kopnięty kolanem w brzuch
oraz zatrzymany w areszcie. Zwolniono go dopiero po interwencji burmistrza.
Kolejną rewizję u B. przeprowadzili Niemcy w grudniu 1943 r. Pomimo że nie
znaleziono obciążających dowodów, Kazimierz trafił na tydzień do bocheńskiego
aresztu, a jego syn Edward został umieszczony na pół roku w płaszowskim obozie.
Nie wiadomo, z czego wynikało zainteresowanie policji rodziną B., ale z relacji
Kazimierza wynika, że Ratajczak znacznie przewyższał Niemców swoją
brutalnością.
W styczniu 1943 r. Jan Trzos z Niepołomic został wezwany do
stawienia się na posterunku w celu odstawienia do Baudienstu (niemieckiej służby
budowlanej). 63-letni ojciec Jana, Piotr, postanowił uchronić przed tym chorego
syna i zaniósł świadectwo lekarskie wystawione przez dr. Sawińskiego,
potwierdzające zły stan zdrowia Jana. Ratajczak od razu trzy razy uderzył
Trzosa w twarz i kopnął go w przyrodzenie oraz polecił podwładnemu umieścić go
w areszcie. Jana Trzosa i tak doprowadzono do posterunku, a na drugi dzień
odstawiono do obozu w Płaszowie. Po czterech miesiącach Niemcy zgodzili się na
przeniesienie Jana do niepołomickiego Baudienstu pod warunkiem, że będzie tam
służył osiem miesięcy.
Komendant osobiście i brutalnie interweniował nawet w sprawie
cywilnej. Nie wiadomo, czy miał w tym jakiś specjalny interes, gdy w lecie 1943
r. dotkliwie pobił Władysława Klimę z Niepołomic w jego własnym domu – za to,
że ten toczył spór graniczny z Michałem F. Klima musiał się ukrywać z obawy
przed Ratajczakiem do czasu zakończenia sprawy w sądzie ugodą.
W grudniu 1943 r. Ratajczak wraz z podległymi mu policjantami
przyszedł rano do domu Marii Wróblewskiej w Niepołomicach i przeprowadził
dokładne przeszukanie domostwa. Niczego nie znaleziono, ale Ratajczak
zdecydował o aresztowaniu syna p. Wróblewskiej, 23-letniego Jana, zarzucając
mu, że nigdzie nie pracuje. Po tygodniowym pobycie na żandarmerii niemieckiej w
Bochni i ciężkim pobiciu, chorowity Jan został umieszczony w płaszowskim
obozie. Pracował w kamieniołomie Liban. Po dwóch miesiącach zmarł z powodu
wycieńczenia i odniesionych obrażeń.
Latem 1944 r. 64-letnia Wróblewska udzieliła schronienia
wysiedlonej dziewczynie, która uciekła Ukraińcom będącym w służbie niemieckiej,
chcąc w ten sposób uchronić się przed kopaniem okopów. Ratajczak dowiedział się
o tym. Gdy nie zastał dziewczyny u Wróblewskiej, zatrzymał starszą kobietę
przez cztery dni w areszcie gminnym i wypuścił ją dopiero, gdy poszukiwana
została ujęta.
Świadkiem scen bicia ludzi na targu w Niepołomicach przez
Ratajczaka podczas siłowego odbierania im nabiału i drobiu był członek Obwodu
20 bocheńskej komendy Narodowej Organizacji Wojskowej Marian Szostak
„Marianciu” z Gdowa, gdy przybył do Niepołomic po odbiór kenkart załatwionych
przez urzędnika magistratu współpracującego z podziemiem. Szostak po wojnie nie
mógł zeznawać w sprawie Ratajczaka, gdyż został zesłany na trzy lata do
sowieckich łagrów.
Opisywane wyżej zachowania Ratajczaka potwierdził natomiast w
zeznaniu złożonym po wojnie jego były podwładny Stanisław Detkiewicz (sam w
styczniu 1945 r. wstąpił do Milicji Obywatelskiej, a kiedy po dwóch tygodniach
pełnienia służby na stanowisku komendanta posterunku MO w Niepołomicach Antoni
Skóra został burmistrzem – zajął na miesiąc jego miejsce, po czym jako ppor. WP
podjął służbę w niepołomickiej jednostce KBW). Detkiewicz zeznał, że w 1943 i
na początku 1944 r. widział na posterunku oraz na targu, jak Ratajczak
wielokrotnie „… bił po twarzy i kopał gdzie popadło z błahego powodu kobiety
jak i mężczyzn.”.
Samowolnie wymierzał i osobiście wykonywał karę śmierci
Jan Ratajczak nie ograniczał się do bicia ludzi. Osobiście
zastrzelił kilka osób, inne zostały zabite na jego polecenie.
Na początku sierpnia 1943 r. dwaj policjanci z Niepołomic,
plut. Antoni Andrzejewski i plut. Jan Brenner, ujęli w Podłężu 17-letniego Wita
Małka ze Staniątek i 22-letniego Władysława Wołowicza z Podłęża. Obaj unikali
powołania do Baudienstu, ukrywali się przed policją i żandarmerią, ale
dodatkowo dokonywali kradzieży w niemieckich pociągach na stacji w Podłężu (nie
byli w tym jedyni). Nierozważni, głośno chwalili się swoimi „dokonaniami”.
Ponieważ przypadki okradania wagonów wciąż się powtarzały, Niemcy zagrozili
sołtysowi, że jeśli ten nie rozwiąże problemu wraz z komendantem
niepołomickiego posterunku, to zbiorowo ucierpią na tym mieszkańcy wsi. W
efekcie drugiego zawiadomienia o miejscu pobytu poszukiwanych i obławy
Andrzejewski i Brenner zatrzymali obu chłopaków w polu, po tym jak ci zjedli
obiad przyniesiony przez młodszego brata Wołowicza. Policjanci doprowadzili ich
do Niepołomic, a następnie konwojowali przez Puszczę rzekomo do niemieckiej
żandarmerii w Bochni. Za nimi udali się na rowerach Ratajczak i podległy mu
przodownik Stanisław Kuczek. W pewnym momencie konwój zszedł z drogi nieco w
las i obaj zatrzymani zostali zastrzeleni przez komendanta i przodownika.
Niedługo po mordzie Ratajczak w barze Marii Fitowskiej w Podłężu w rozmowie z
Włodzimierzem S. wyraził się, że „… Wołowicz był twardy jak kot, bo jak dostał
jeden strzał, to jeszcze uciekał i ciągnął Małka za sobą, więc musiałem dać
jeszcze jeden strzał i dopiero był gotowy”.
W marcu 1944 r. policjanci z posterunku w Niepołomicach
aresztowali ukrywającego się u rodziny Donatowiczów Franciszka Chmurę, który
zbiegł z przymusowych robót w Niemczech. Na drugi dzień wieczorem Ratajczak
wraz z podwładnymi Mieczysławem Buczkiem i N. Rusinkiem wyprowadzili Chmurę z
aresztu, po czym komendant zastrzelił go w Puszczy. Widzieli to junacy
powracający z Baudienstu w Kłaju i przekazali informację rodzinie zabitego. Gdy
na drugi dzień siostra ofiary, Maria Grochotowa, zapytała Ratajczaka, dlaczego
jej brat został zastrzelony, ten odpowiedział: „Takiego jak Chmura, to już
dawno powinniśmy zastrzelić, bo nie powinien był uciekać Niemcom”.
Prześladowca Żydów
Policjanci granatowej policji mieli obowiązek ujmowania
ukrywających się Żydów i ich likwidację, a za uchylanie się od tego groziły im
surowe konsekwencje. Dopóki istniały getta, osoby narodowości żydowskiej mogli do
nich odstawiać.
Część granatowych policjantów lojalnie i gorliwie wywiązywała
się z zadań narzucanych przez okupanta – uczestniczyła w zbrodniach na Żydach i
ich prześladowała. Niepołomiccy funkcjonariusze nie byli wyjątkiem w tym względzie.
Warto podkreślić przy tym, że w okolicy zdarzały się przyzwoite zachowania
policjantów PP. Funkcjonariusze z Igołomii, zmuszeni do zajęcia się ujawnionymi
Żydami, przekazali ich niepołomickiej policji z propozycją odstawienia
zatrzymanych do bocheńskiego getta. Jednak przodownik Kuczek zignorował to,
wydał Ignasiakowi i Buczkowi polecenie rozstrzelania ich, a ci wykonali rozkaz.
Niepołomiczanie – po wojnie świadkowie w sprawie Ratajczaka i
innych policjantów – potwierdzili w swoich zeznaniach, że komendant zastrzelił
siedmioletnią żydowską dziewczynkę, ukrywającą się przed Niemcami córkę Józefa
Peipera, Zofię. Z początku dziewczynka przebywała w niepołomickim przysiółku
Grobla, potem w Drwinii. Ratajczak miał ją tam odnaleźć, przywieźć do
Niepołomic i – pomimo błagań o ocalenie życia – zastrzelić na żydowskim
cmentarzu.
Według relacji świadków w czerwcu 1943 r. komendant
zastrzelił w lesie znanego w Niepołomicach Żyda o nazwisku Mames.
W 1944 r. Żyd Winstrauch, właściciel wytwórni wód gazowanych,
któremu udało się przeżyć najgorszy czas, został ujęty z kilkoma innymi osobami
i zastrzelony na polecenie Ratajczaka za budynkiem posterunku. Komendant sam
zameldował telefonicznie niemieckiej żandarmerii w Bochni o egzekucji wykonanej
na jego polecenie.
Wobec tylu relacji o bezwzględnym traktowaniu ludzi
narodowości żydowskiej przez Ratajczaka zastanawia odosobniony przypadek jego
nietypowego zachowania wobec Żydów mieszkających w Podłężu. W 1942 r. sołtys
wsi został wezwany do urzędu gminy w Targowisku w sprawie wszystkich ostatnio
zameldowanych osób. Miał się stawić z wykazem ich nazwisk i kenkartami. Okazało
się, że ktoś doniósł na sołtysa, iż w gromadzie przetrzymuje Żydów, za co
groziło mu aresztowanie. Po tym ostrzeżeniu wójt nakazał sołtysowi przekazać
kenkarty na posterunek policji w Niepołomicach. Sołtys oczywiście twierdził, że
według niego papiery tych osób są „aryjskie”, ale faktycznie chodziło o Żydów.
Ratajczak polecił mu wezwać osoby z listy, aby stawili się na drugi dzień na
posterunku. Zachowanie to było do niego niepodobne – „standardem” w przypadku
Ratajczaka byłoby raczej wysłanie policjantów, by ci doprowadzili Żydów.
Po wojnie komendant tłumaczył podczas przesłuchań, że w ten
sposób dał zagrożonym szansę na ucieczkę. Sołtys w zeznaniu potwierdził, że z
jego perspektywy taki właśnie był sens zachowania Ratajczaka. Faktycznie
większość Żydów skorzystała z niespodziewanie otrzymanej szansy i uciekła. Rano
okazało się, że na miejscu zostały tylko trzy osoby, które zdecydowały się na
samobójstwo: kobieta umierająca w konwulsjach po zażyciu trucizny oraz dwóch
mężczyzn konających z powodu podcięcia sobie żył.
Gorliwi podwładni
komendanta
Wielu podwładnych Ratajczaka w niczym nie ustępowało
przełożonemu, jeśli chodzi o bezwzględność i okrucieństwo w postępowaniu z
osobami narodowości żydowskiej.
Na początku 1943 r. policjanci Brenner i Buczek zatrzymali w
domu Marii D. w Niepołomicach Żyda o nazwisku Pleszowski. Był to krawiec,
któremu udało się zbiec razem z żoną i dwojgiem dzieci z Niepołomic do Krakowa
w sierpniu 1942 r. Przed ucieczką Pleszowski mieszkał u Karoliny S. i wykonywał
usługi krawieckie dla miejscowych. Uciekając przed Niemcami, zostawił u swojej
gospodyni dwie walizki z dobytkiem, w tym walizkową maszynę do szycia. Właśnie
na początku 1943 r. r. wrócił do Niepołomic po swoje rzeczy w towarzystwie
Karoliny i jej drugiej siostry Antoniny W. Według świadków został przez nie
zwabiony. Po 2–3 godzinach po Pleszowskiego przyszli policjanci. Pobity przez
nich, wyprowadzany z domu – jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co go czeka –
upominał się o zwrot walizek. Zaprowadzony w pobliże zamku został zastrzelony
przez granatowych.
Jak zeznało dwóch świadków, w październiku 1942 r. w Woli
Zabierzowskiej kapral Adolf Mierzwa z posterunku PP w Zabierzowie zabił Żyda
Metzendorfa. Nakazał mu ucieczkę, po czym oddał kilka strzałów w jego kierunku
i śmiertelnie ranił. Ponadto, jak twierdziła miejscowa ludność, w sierpniu
Mierzwa miał zastrzelić w Woli Batorskiej innego Żyda – Szaję Kleinbergera.
Na posterunku w Podłężu pełnił służbę m.in. plutonowy Edward Ignasiak, przesiedleniec z poznańskiego. Miał on udział w aresztowaniu dwóch rodzin żydowskich i umieszczeniu ich w getcie. Jerzy i Kazimiera Blejowie zginęli w obozie koncentracyjnym, wojnę przeżyły tylko ich dwie córki. Ignasiak był brutalny także wobec Polaków. W szczególności upodobał sobie pasażerów pociągów przejeżdżających przez Podłęże, a także tych, którzy przyjeżdżali tu w celu pozyskania żywności na zasadzie wymiany za różne przedmioty. Ignasiak, odbierając im towary, był bezwzględny i w razie protestu katował ich drewnianą pałką. Bił po całym ciele, w tym po głowie, końcem pasa służbowego z klamrą, groził bronią palną.
Ratajczak na czarnej liście podziemnego wymiaru sprawiedliwości
Niegodne i zbrodnicze zachowania części niepołomickich
policjantów nie uszły uwadze polskim organizacjom ruchu oporu.
W Dystrykcie Krakowskim GG na początku 1943 r. Kierownictwo
Walki Cywilnej rozesłało do wszystkich posterunków policji granatowej wezwanie,
w którym przypomniało funkcjonariuszom o ich „obowiązkach względem Narodu i Państwa
Polskiego” (pisownia oryg.). Ponieważ nie wszyscy policjanci zastosowali się do
powyższego, ogłoszono pierwszą czarną listę przestępców policyjnych, którzy
swoimi czynami okryli się hańbą. Byli wśród nich zaprzedani okupantowi zdrajcy
tropiący członków organizacji niepodległościowych, mordercy strzelający z zimną
krwią do niewinnych ludzi, złodzieje okradający ludność z żywności, szantażyści
wymuszający od ludności okupy, „… opryszki, zbiry, katy i wszelkiego rodzaju
kanalie, od których społeczeństwo polskie odwraca się ze wzgardą.”. Wezwanie
kończyło się obietnicą skierowaną do wymienionych: „… ani we dnie ani w nocy
wam nie wolno o tym zapomnieć że karząca i sprawiedliwa dłoń Rzeczypospolitej
dosięgnie was” (pisownia oryg.).
Wśród 38 policjantów wymienieni zostali również przodownik z
niepołomickiego posterunku Stanisław Kuczek oraz jego komendant Jan Ratajczak.
Wywiadowca Polskiej Policji Kryminalnej Ludwik Jarmułowicz
pełniący służbę w jednym z krakowskich komisariatów, zarazem działający jako
„Kiwdul” – członek komórki wywiadu cywilnego „Prostokąta” (Stronnictwa
Demokratycznego) dowodzonej przez por. Czapkiewicza „Sprężynę”, złożył
zawiadomienie i zeznanie obciążające Brennera i Andrzejewskiego za rzekome
zabójstwo Małka i Wołowicza 3 sierpnia 1943 r. (jak opisano wyżej, faktycznie
zastrzelili ich Ratajczak i Kuczek, a tamci ich tylko ujęli i doprowadzili na
miejsce rozstrzelania). Już 13 sierpnia „Sprężyna” sporządził akt oskarżenia
wobec obu policjantów i przesłał do III Sądu Specjalnego w Krakowie. Nie
wiadomo, czy sąd wydał w ich sprawie werdykt (obaj wojnę przeżyli). Faktyczni
zabójcy zostali jednak skazani.
Akt oskarżenia plut. Antoniego Andrzejewskiego i plut. Jana Brennera sporządzony przez por. Czapkiewicza „Sprężynę”, wówczas szefa wywiadu cywilnego „Prostokąta” (Stronnictwa Demokratycznego). Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie
Akcja „Szpica” i „Giermka”
Na Kuczku dokonano skutecznej egzekucji. Na Ratajczaka wyrok
wydał podziemny sąd przy 12 pp AK Ziemi Bocheńskiej (obwód krypt. „Wieloryb”). Jednym
z dowodów przeciwko Ratajczakowi był meldunek o działalności komendanta
sporządzony własnoręcznie przez Stanisława Szczepańskiego „Wrota” (członka
niepołomickiej placówki AK „Pstrąg”, pełniącego jednocześnie obowiązki oficera
wywiadu bocheńskiego obwodu AK, przedwojennego podoficera 2 Dywizjonu Pociągów
Pancernych w Niepołomicach), podpisany przez Chrząszcza „Brzmija”, ze stosowną
adnotacją dowódcy „Pstrąga”, chor. Józefa Jekla "Chmurowicza", "Zrywa". Na egzekutorów zostali
wyznaczeni Leon A. „Szpic” i Władysław G. „Giermek” – obaj z niepołomickiej
placówki AK „Pstrąg”. 30 września 1944 r. przed południem sentencję wyroku „Wrot”
odczytał wykonawcom na zapleczu prowadzonej przez siebie restauracji przy rynku
(obecnie lokal zajmuje PKO Bank Polski.
W wywiadzie udzielonym Antoniemu Szczepańskiemu (synowi „Wrota”) na rok przed swoją śmiercią „Szpic” wspominał, że tuż po odczytaniu wyroku w drzwiach restauracji pojawił się Ratajczak. „Giermek” chciał go od razu zastrzelić, ale „Wrot” na szczęście go powstrzymał. Ratajczak zaraz wyszedł z lokalu i udał się na rowerze za kościół, w kierunku cmentarza. „Giermek”, poczęstowany przez Szczepańskiego, wypił kieliszek wódki i razem ze „Szpicem” udali się na rowerach za komendantem. W pewnym momencie stracili go z oczu (jak się później okazało, skręcił w dzisiejszą ulicę Partyzantów i był u Marii Sydrowej, która wraz z mężem leśniczym i dziećmi mieszkała w leśniczówce). Postanowili poczekać na niego w pobliżu skrzyżowania ulic Cmentarnej i Dębowej. Po jakimś czasie, gdy Ratajczak pojawił się na rowerze (na obecnej ulicy Pięknej), akowcy podjechali i „Giermek” oddał do niego trzy strzały. Policjant jęknął i upadł, a egzekutorzy szybko oddalili się z miejsca zamachu. Rannym zajęli się mieszkający w pobliżu i przekazali go lekarzowi. „Szpic” pojechał do domu w Woli Batorskiej i po przebraniu się po jakimś czasie przybył na rynek. Wyszedł do niego prowadzący zakład fryzjerski („Szpic” nie pamiętał jego nazwiska) – według autora mógł nim być Franciszek Ziemba lub Marian Jabłoński, przedwojenny bokser Pogoni Lwów, obaj z AK - i powiedział do „Szpica”: „Sk…syn przeżył”.
Faktycznie Ratajczak w wyniku postrzału został tylko ranny.
Po zaopatrzeniu przez lekarza został odwieziony do szpitala. Zeznając w śledztwie wykluczył, aby zamachowcy pochodzili z Niepołomic (faktycznie, obaj mieszkali w Woli Batorskiej), co miało uchronić miejscową ludność przed represjami ze strony okupanta. W Niepołomicach
nie było już więcej okazji, by wykonać na nim wyrok.
Czas rozliczeń
Po ucieczce Niemców z Niepołomic Ratajczak z rodziną również
się ewakuował. Przybył do Poznania i według sierż. Jeremiasza Wajlera z KPMO w Bochni
(byłego komendanta posterunku MO w Niepołomicach) podjął służbę w milicji
obywatelskiej. Później zatrudnił się w spółdzielni "Społem" jako pracownik biurowy. Zamieszkał z żoną i córkami przy ulicy Prądzyńskiego 47/31.
18 marca 1946 r. sędzia sądu grodzkiego w Niepołomicach dr
Antoni Pająk sporządził „Wykaz przestępców wojennych w Polsce z okręgu Sądu
Grodzkiego w Niepołomicach”. Podstawą umieszczenia osób na wykazie były
uzyskane zeznania świadków osobiście przesłuchanych przez sędziego, w tym
pokrzywdzonych przez niepołomickich policjantów. Wprawdzie upubliczniona lista
zawierała tylko nazwiska Ratajczaka, Andrzejewskiego i Mierzwy, ale sędzia
wzywał obywateli mających wiedzę o przestępczej działalności do przekazywania
informacji bezpośrednio do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w
Krakowie. Wcześniej inne dowody z dochodzeń prowadzonych przez KPMO w Bochni
zostały przekazane prokuratorowi sądu specjalnego w Krakowie.
Jan Ratajczak został zatrzymany w Poznaniu w lutym 1947 r. przez ówczesnego referenta Sekcji Kryminalnej Służby Śledczej KPMO w Bochni kpr. Jeremiasza Wajlera. Milicjanci przekonwojowali go do sądu w Bochni. W trakcie przesiadki w Płaszowie Ratajczak został rozpoznany przez ludzi, którzy pamiętali go z czasów wojny. O mało co nie doszło do linczu. Zapobiegli temu milicjanci i SOK-iści. Ze względu na zagrożenie postanowiono aresztanta przewieźć z Płaszowa do Bochni w parowozie, a od Podłęża konwój został wzmocniony plutonem wojska z jednostki w Niepołomicach. Ratajczakowi przedstawiono zarzuty i osadzono w areszcie przy ulicy Senackiej w Krakowie.
Proces toczył się w sądzie okręgowym w Krakowie i zakończył w
sierpniu 1948 r. Stu świadków na pięciu rozprawach potwierdziło zbrodniczą
działalność Ratajczaka. Udowodniono mu zastrzelenie Wołowicza i Małka oraz
udział w zabójstwach 7-letniej Peiperówny, Winstraucha, Mamesa, Siudaka i kilku
innych osób o nieustalonej tożsamości. Udowodniono także organizowanie łapanek
wśród ludności polskiej, bezprawne aresztowania i konfiskaty żywności, bicie i
kopanie aresztowanych, a także udział w likwidacji getta. Skład orzekający pod
przewodnictwem sędziego Kądzieli nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego,
jak i co do zastosowania najwyższego wymiaru kary. Orzekł również pozbawienie
Ratajczaka praw obywatelskich i honorowych na zawsze, a także konfiskatę
majątku. Rewizja wyroku wniesiona do Sądu Najwyższego została odrzucona.
Skazany został stracony.
Drugim oskarżonym w tym procesie był podwładny Ratajczaka –
Jan Brenner. Został on skazany na trzy lata więzienia za „zbyt służbiście
wykonywane rozkazy”. Kpr. Buczek z pewnością też otrzymałby status oskarżonego,
lecz zmarł w międzyczasie.
Okładka
akt sądowych przeciwko Janowi Ratajczakowi i innym. Fotokopia z biblioteki p. Antoniego Szczepańskiego
Czy można oceniać PP wyłącznie poprzez postać Ratajczaka?
Nie ulega wątpliwości, że funkcjonariusze PP ulegali
głębokiej, wojennej demoralizacji – jak wielu ludzi żyjących pod okupacją
niemiecką. Faktem jest, że przyszło im funkcjonować w gorszych warunkach niż
innym grupom zawodowym czy społecznym. Nie w sensie materialnym, ale choćby z
tego względu, że okupant przymuszał ich – pod groźbą surowych konsekwencji w
przypadku niesubordynacji – do włączania się w zbrodnicze działania wobec
rodaków. Taki stan rzeczy oczywiście nie może być jednak usprawiedliwieniem dla
przestępczych zachowań, których się dopuszczali.
Z pewnością oprócz gorliwych sługusów okupanta w szeregach PP
byli policjanci wzbraniający się przed ścisłym spełnianiem oczekiwań Niemców, a
także tacy, którzy ludziom pomagali. Trudno ocenić, jaki odsetek stanowili oni
w szeregach formacji. Czy wymieniony wyżej Stanisław Detkiewicz odważyłby się
wstąpić od razu po wojnie do milicji obywatelskiej, lub czy zostałby
komendantem posterunku MO, a potem wstąpił w szeregi Wojska Polskiego w
Niepołomicach, gdyby ciążyły na nim, jako policjancie, przestępstwa przeciwko
ludności? Przecież nie był anonimowy dla lokalnej społeczności (miał nawet opinię
„kobieciarza”). Granatowi czasem mocno ryzykowali i pomagali mieszkańcom – jak
wtedy, gdy po donosie sąsiada na gospodarza w Staniątkach o nielegalnym uboju
bydlęcia sami podpowiedzieli mężczyźnie, by zeznał, że „krowa mu zdechła”.
Ostrożne szacunki (np. dr hab. Bogdan Musiał, Policja granatowa – okupacyjny temat tabu,
„Rzeczpospolita” z 6.08.2011 r.) pozwalają twierdzić, że nawet 30 proc. polskich
policjantów, w tym przede wszystkim z Polskiej Policji Kryminalnej, mogło współpracować
z konspiracyjnymi organizacjami. Wielu z nich oddało życie za służbę Polsce.
Takim funkcjonariuszom należy się pamięć i szacunek. Nie można zapomnieć o ich
odwadze i poświęceniu, tak jak nie można wymazać z pamięci zbrodniczej
działalności Ratajczaka i jemu podobnych zdrajców narodu polskiego.
Najważniejsze źródła:
Antoni Szczepański, Wywiad z Leonem A. "Szpicem", Niepołomice, 2012
Oddziałowe Archiwum IPN w Krakowie
Ratajczak skazany na karę śmierci (sm), Dziennik Polski nr 232, 1948 r.
Zbrodniarz-policjant z Niepołomic ujęty w Poznaniu, Echo Krakowa, 28.04.1948 r.
Komentarze
Prześlij komentarz