„Taka okazja już się nie zdarzy”
Nieznany epizod z życia Zdzisława Słowika, niepołomickiego
społecznika
Zdzisław Słowik, znany starszym niepołomiczanom i nie tylko
jako pasjonat różnych dziedzin,
zasłużony dla miasta, urodził się 13 czerwca 1915 r. w Niepołomicach
jako syn Stanisława i Anieli z domu Płaczek. Ojciec Zdzisława był aktywnym
członkiem Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego Sokół – druhem w gnieździe
Sokoła w Niepołomicach, a pracował jako woźny sądowy. To na wniosek druha
Stanisława Słowika w 1902 r. niepołomicki Sokół postanowił uroczyście uczcić
bohaterstwo dzieci z Wrześni prześladowanych przez rząd pruski – poprzez
ustawienie na tzw. Wężowej Górze krzyża (na kopczyku wysokim na 2 m, aby był
lepiej widoczny). W 1910 r., w 500-lecie bitwy pod Grunwaldem, włodarze miasta
postanowili kopczyk zastąpić Kopcem Grunwaldzkim, usypanym na wysokość 6 m. Jednym
z najbardziej aktywnych w sypaniu kopca i nadzorowaniu jego budowy był właśnie
ojciec Zdzisława Słowika. Pasje społecznikowskie ojca bez wątpienia przeszły na
syna.
W 1920 r. Zdzisław wraz z matką zamieszkał w Tarnowie. Ojciec wówczas już nie żył – w czasie I wojny światowej został odesłany z wojska i po dwóch miesiącach, 5 maja 1918 r., zmarł w Niepołomicach. Pochowany jest w części wojskowej niepołomickiego cmentarza. Młody Słowik w Tarnowie uczęszczał do szkoły powszechnej, a potem do III Państwowego Humanistycznego Gimnazjum im. A. Mickiewicza, gdzie w 1936 r. zdał egzamin dojrzałości. Tu również nauczył się mówić po niemiecku.
Zdzisław Słowik (w jasnym płaszczu) po maturze w Tarnowie z kolegami, lata 30. ub. w. Archiwum rodzinne p. Anny Dziuby
Służba wojskowa i czas wojny
Jesienią 1936 r. Zdzisław Słowik został powołany do służby
wojskowej w Szkole Podchorążych Rezerwy Łączności w Zegrzu (niewykluczone, że
już wtedy połknął bakcyla jednej ze swoich późniejszych pasji). Po ukończeniu
SPRŁ otrzymał przydział do 26 pułku piechoty w Gródku Jagiellońskim, skąd we
wrześniu 1937 r. został zwolniony w stopniu podchorążego plutonowego. Następnie
pracował w Tarnowie jako fotograf.
W 1938 r. odbył ćwiczenia rezerwy w 26 pp w Tarnowie, a 23
sierpnia 1939 r. został zmobilizowany w stopniu podch. sierż. Brał udział w
wojnie obronnej do 20 września, tj. do kapitulacji 6 dywizji piechoty pod Nowym
Siołem (powiat lubaczowski w obecnym województwie podkarpackim). Wrócił do
Tarnowa i przebywał tam do czerwca 1940 r. Potem przez trzy miesiące pracował w
prewentorium Polskiego Czerwonego Krzyża w Nowinkach koło Jazgarzewa (mazowieckie),
skąd wrócił do Niepołomic i zamieszkał przy matce.
Gdy w sierpniu 1942 r. w Niepołomicach dokonano aresztowań członków tajnej organizacji, do której należał, udało mu się zbiec z konwoju i wyjechał do Warszawy. Tu, w tym samym roku, ożenił się z Różą Haliną Wróblewską. Następnie przebywał z rodziną w Łyżkowicach koło Łowicza, gdzie prowadził zakład fotograficzny. W tajniki fotografii szerzej wprowadził go jeden z braci żony. W grudniu Zdzisław z żoną przenieśli się do Grójca. Tam niepołomiczanin kontynuował pracę jako fotograf do maja 1945 r. 26 maja tego roku, na komisji weryfikacyjnej w Departamencie Spraw Wojskowych Ministerstwa Obrony Narodowej, Zdzisław Słowik otrzymał stopień podporucznika Wojska Polskiego. Trzy dni później Naczelne Dowództwo WP skierowało go do Samodzielnego Baonu Łączności w celu objęcia stanowiska pomocnika dowódcy kompanii łączności.
Zdzisław Słowik w 1945 r. Oddziałowe Archiwum IPN w Warszawie
W szeregach milicji obywatelskiej
Zdzisław Słowik – za
porozumieniem dowództwa WP i Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie
– nie objął jednak funkcji w Wojsku Polskim i 31 maja (prawdopodobnie za namową
szwagra) wystąpił do KGMO z prośbą o przyjęcie go do milicji obywatelskiej w
charakterze fotografa w służbie śledczej. O jego nienagannej postawie w czasie
wojny zaświadczył Zbigniew Wróblewski, brat żony, kierownik garaży KGMO.
W tym czasie każdy wstępujący do milicji musiał złożyć pisemne zobowiązanie (pod groźbą kary za niedotrzymanie warunków), m.in. że nie wystąpi z formacji przez trzy lata. Zdzisław Słowik chyba nie był do końca przekonany, że będzie służył w milicji przez co najmniej trzy lata, gdyż… samowolnie przekreślił na druku cyfrę 3 i odręcznie wpisał 1. Później, gdy ujawniono przerobienie dokumentu, odpowiedział za to dyscyplinarnie (otrzymał naganę) i musiał podpisać nowe zobowiązanie.
Za przyjęciem Zdzisława Słowika do milicji stanął
zdecydowanie szef wydziału śledczego KGMO płk Sęk-Małecki, nalegający na szefa
wydziału personalnego o przyspieszenie procedury przyjęcia: „Proszę o
przyspieszenie przyjęcia fotografa do Wydziału Śledczego. Ma on swój własny
sprzęt i to jest b. ważne. Druga okazja się nie zdarzy (sic! – W.W.). Nazwisko
jego Słowik” (pisownia oryg.). W rezultacie tych starań Zdzisław został
przyjęty do MO 18.06.1945 r. Z pewnością o poparciu kandydatury nie przesądziło
wyłącznie posiadanie sprzętu fotograficznego przez ubiegającego się o przyjęcie
do milicji, ale też wiedza o umiejętnościach i doświadczeniu kandydata. Popierający przyjęcie ppor.
Słowika nawet nie przypuszczał, jakie problemy w przyszłości sprawi im ten
prostolinijny, nieakceptujący hipokryzji podwładny.
Służba Zdzisława Słowika w MO, choć krótka, obfitowała w
wiele tragikomicznych sytuacji. Dziś można odczytywać je jako groteskowe
zwierciadło powojennej rzeczywistości w Polsce, ale i jako przyczynek do
barwnego portretu człowieka o nietuzinkowej osobowości...
Niepoprawny politycznie
Zdzisław Słowik został przydzielony do sekcji IX
(naukowo-technicznych ekspertyz) w wydziale kryminalnym służby śledczej KGMO. W
trakcie jednej z pogadanek polityczno-wychowawczych, które były systematycznie
prowadzone we wszystkich jednostkach i komórkach organizacyjnych milicji,
wywiązała się dyskusja z udziałem m.in. ppor. Słowika na temat referatu pt.
„Front demokratyczny w Polsce”. Dyskusję prowadziła Maria Kordala (weteranka
Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, uczestniczka Powstania Warszawskiego), bardzo
zaangażowana w szerzenie propagandy wśród milicjantów. Kobieta zaproponowała,
aby na spotkaniu omówić również aktualności z kraju i zagranicy. Wywołało to
oburzenie (a może znudzenie) u większości obecnych i głosy, że „przecież każdy
czyta prasę”. Kordala jednak postawiła na swoim, uzasadniając, że… nie wszyscy
wiedzą co powinni czytać. Postanowiła sprawdzić stan świadomości politycznej
milicjantów, zadając pytanie: „Co to jest KRN (Krajowa Rada Narodowa – przyp.
W.W.)?”. Zagadnięta funkcjonariuszka obruszyła się i odpowiedziała, że takie
pytanie to można zadawać dzieciom w szkole powszechnej. Zapytany o to samo
Słowik odpowiedział z ironią: „KRN to grupa panów, którzy zbierają się w kinie
Roma i rządzą państwem (faktycznie ta właśnie sala kinowa była siedzibą KRN w
Warszawie – przyp. W.W.)”. Milicjanci wybuchnęli głośnym śmiechem na tę
wypowiedź (poza nielicznymi, w tym Kordalą). Jeden z „uświadomionych” oficerów
wyjaśnił, że KRN to polski parlament wybrany przez naród jeszcze podczas
okupacji niemieckiej – na co Słowik odpowiedział: „Co to za parlament, kto go
wybrał, ja go nie wybierałem”. Potem, w postępowaniu dyscyplinarnym prowadzonym
przeciwko Słowikowi, ten sam oficer zeznał, że obwiniony jest wybitnie wrogo
ustosunkowany do ZSRR, a jego stosunek do władz demokratycznych jest wyraźnie
sceptyczny.
Gdy oficjalna część zebrania została zakończona, pomiędzy
Kordalą i Słowikiem oraz kilkoma osobami, które jeszcze zostały w sali
(pozostali ostentacyjnie opuścili salę na znak protestu przeciwko przepytywaniu
ich), dyskusja trwała. Ton dysputy zaostrzył się, gdy zeszło na temat relacji
Związku Sowieckiego z Polską. Słowik opowiedział, jak żołnierze sowieccy
chcieli mu odebrać aparat fotograficzny i tylko zademonstrowaniem broni
uratował sprzęt (jak później stwierdził, został sprowokowany do tej
wypowiedzi). Wyraził też pogląd w kwestii kierowania milicją: „Byłoby dobrze,
gdyby Milicją Obywatelską rządził generał, lecz MO rządzą konsultanci
sowieccy”. Powiedział również, że żołnierze armii sowieckiej biją po twarzy
polskich oficerów, rabują ludzi, zachowują się w sposób niegodny jako
sojusznicy. Głoszą propagandę, że przekazują Polsce przemysł na Śląsku, podczas
gdy w rzeczywistości zostawiają gołe ściany, a maszyny i urządzenia wywożą do
siebie.
W dalszej rozmowie Słowik stwierdził, że rzekomej pomocy od
sowietów nie widział. Kordala zaoponowała, mówiąc, że przecież sam je w
komendzie chleb z sowieckiej mąki. Słowik odpowiedział jej, że może to i była
mąka sowiecka, ale… z żyta wywiezionego z Polski.
Postępowanie dyscyplinarne
Niepokorne wypowiedzi ppor. Słowika szybko dotarły do
przełożonych. Kordala już na drugi dzień w drodze pisemnego raportu
poinformowała naczelnika wydziału o przebiegu spotkania. Skłamała przy tym,
twierdząc, że Słowik – odpowiadając na pytanie co to jest KRN – wyraził się:
„klika panów”, a nie „grupa panów”.
Wobec Słowika wszczęto postępowanie dyscyplinarne, w którym
przesłuchano kilkanaścioro milicjantów. Okazało się, że Kordala usiłowała
namówić wielu z nich, aby twierdzili, że obwiniony nazwał KRN „kliką panów”.
Jednak koleżanki i koledzy Słowika nie zgodzili się na to, a w zeznaniach
oświadczyli, że byli namawiani przez Kordalę do fałszywych zeznań.
Szef sekcji dyscyplinarnej zakończył postępowanie wnioskiem o
„wydalenie ppor. Zdzisława Słowika z szeregów MO jako nienadającego się do
służby, który swym postępowaniem przynosi ujmę korpusowi oficerskiemu MO”.
Naczelnik wydziału personalnego zatwierdził wniosek, a komendant główny milicji
gen. Franciszek Jóźwiak „Witold” wydał decyzję o wydaleniu oficera.
Karą ostrej nagany została ukarana Maria Kordala za
namawianie świadków do fałszywych zeznań, a wobec Krystyny Kowalik
(milicjantki, która odmówiła odpowiedzi na pytania w czasie prelekcji i
ironicznie je skomentowała) orzeczono „potrzebę roztoczenia czujnej opieki i
obserwacji, gdyż jest ona osobą o niewiadomym obliczu politycznym, przez co
może być elementem nieporządanym (pisownia oryg.)”.
Zdzisław Słowik nie chciał się pogodzić z dyscyplinarnym
zwolnieniem. Wystąpił do gen. Jóźwiaka, aby go ukarano, lecz jednocześnie by
mógł zostać zwolniony na własną prośbę, gdyż nie zasłużył sobie na takie
potraktowanie. Przypomniał o swoim wkładzie pracy w rozwój sekcji, o
wyposażeniu laboratorium we własny sprzęt. Wspomniał również o tym, że zdjęcia
portretowe generała wykonane przez niego wiszą w jednostkach milicji w całym
kraju. Jednak komendant nie zmienił decyzji i 22 stycznia 1946 r. Zdzisław
Słowik został ze służby wydalony.
Powrót do Niepołomic
Państwo Halina i Zdzisław Słowikowie z dwuletnią córką Anną przyjechali do Niepołomic w kwietniu 1946 r. i zamieszkali przy niepołomickim rynku w domu rodzinnym matki Zdzisława (budynek nie przetrwał do dzisiejszych czasów; na jego miejscu stoi teraz kamienica, w której m.in. mieści się sklep mięsny Szubryt).
Dom przy niepołomickim rynku, w którym mieścił się zakład fotograficzny p. Słowika, ok. 1947 r. Archiwum rodzinne p. Anny Dziuby
Zdzisław otwarł pracownię fotograficzną, ale na tym nie
poprzestał. Szybko zaczął się parać wieloma innymi zajęciami, z których szybko
zaczął być znany w mieście.
Zapisał się też w historii Niepołomic jako animator kultury. Założył
kino, uzyskując zgodę niepołomickiego proboszcza ks. Stanisława Mizi na
wykorzystanie w tym celu pomieszczenia w przedwojennym tzw. domu katolickim
przy kościele. Kino zostało sklasyfikowane na pierwszym miejscu w skali
województwa. Stworzył amatorski zespół teatralny.
Zorganizował i nadzorował odrestaurowanie budynku
przedwojennego Sokoła, w którym – po wyremontowaniu sali gimnastycznej –
młodzież mogła znowu ćwiczyć. Mając stosowne uprawnienia, prowadził sekcję
bokserską; był także sędzią w gimnastyce przyrządowej. Zaangażował do
trenowania młodych gimnastyczek mistrzynię świata, olimpijkę, Helenę Rakoczy.
Był inicjatorem budowy boiska LKS Puszcza oraz kompleksu lekkoatletycznego ze 100-metrową
bieżną.
Fotografika wciąż była mu bliska, choć z braku czasu obsługę
studia powierzył żonie. Sam stał się entuzjastą astronomii. To z jego
inicjatywy wybudowano w Niepołomicach na początku lat 60. ubiegłego wieku obserwatorium
astronomiczne. Szybko pozyskał osoby, które zapewniły rozwój ośrodka, a
historyczne Niepołomice z czasem zyskały dodatkowo miano „astronomicznego”. Gdy
wzrok mu się bardzo pogorszył, zajął się radiotechniką zarażając wielu krótkofalarstwem.
Z zawodu był stolarzem z papierami mistrzowskimi, ale
doskonale radził sobie również w elektrotechnice, ślusarstwie, mechanice,
krawiectwie. Zajmował się też rękodzielnictwem, naprawiał zegary.
Zdzisław Słowik był również multiinstrumentalistą. Potrafił
zagrać na akordeonie, gitarze, skrzypcach, okarynie, pile, kontrabasie i
mandolinie, którą… sam sobie zrobił! W latach 50. i 60. grał na kontrabasie w
zespole, który w soboty w parku przygrywał do tańca niepołomiczanom.
Życie Zdzisława Słowika przerwał tragiczny wypadek
samochodowy. Zginął w piątek, 13 czerwca 1980 r., dokładnie w swoje 65 urodziny.
Sam mówił o sobie, że jest niespokojnym duchem i dawał temu
wyraz w swojej wielkiej aktywności społecznej i zawodowej. Posiadając szeroką,
wszechstronną wiedzę i niezwykłe umiejętności, potrafił wzbudzić
zainteresowanie swoimi pasjami u wielu osób. Być może wielu dziwił jego skromny
ubiór (z upodobaniem nosił koszulę flanelową i rozciągnięty sweter).
Najwyraźniej wyznawał zasadę, że nie „szata zdobi człowieka”. Warto wspomnieć o
tej postaci, wpisanej na stałe w pejzaż powojennych Niepołomic.
Najważniejsze źródła:
Anna Dziuba (z d. Słowik), relacja ustna, Niepołomice 2022 r.,
Oddziałowe Archiwum IPN w Warszawie.
Komentarze
Prześlij komentarz