Murem za siostrami. Jak państwo chciało wysiedlić siostry służebniczki z Grodkowic




Historia grodkowickiej ochronki zaczęła się w 1905 r. To wtedy Anna Żeleńska – żona właściciela tutejszych dóbr ziemskich Władysława Żeleńskiego – ufundowała budynek. Żeleński wybudował piętrową willę i przekazał ją siostrom służebniczkom. Siostry miały udzielać nauki miejscowym dzieciom i opiekować się chorymi. Faktycznie tym właśnie się zajmowały: przekazywały podopiecznym wiedzę na poziomie elementarnym, aplikowały zastrzyki potrzebującym i wykonywały inne zabiegi lecznicze. Ponadto służebniczki dostały do użytkowania dwie morgi pola i stałe roczne tzw. ordynaria – świadczenia rzeczowe (m.in. żywność). Od 1910 r. ochronkę przekształcono w jednoklasową szkołę, która funkcjonowała pod opieką państwa. Nauki udzielały siostry i ksiądz kanonik z Brzezia. Zakonnice kładły duży nacisk na wychowanie religijne oraz patriotyczne, prowadziły lekcje pokazowe, a także uczyły śpiewu w ramach chóru. Protokoły z wizytacji zaświadczały, że szkoła była prowadzona wzorowo. W 1914 r. placówka została zaszczycona obecnością krakowskiego biskupa diecezjalnego księcia Adama Sapiehy.



Anna Żeleńska (zm.1935), fundatorka grodkowickiej ochronki. Fot. Wojciech Wójcik

Działalność edukacyjną siostry prowadziły także w czasie obu wojen światowych. Przerwy w nauce miały miejsce w czasie srogich zim ze względu na brak opału, a podczas II wojny również z powodu obniżenia przez okupanta o 25 procent liczby dni nauki w roku szkolnym. Narzucone ograniczenia służebniczki nadrabiały tajnym nauczaniem. Podczas wakacji zakonnice prowadziły finansowane przez Żeleńskich kolonie dla dzieci, w tym sierot, chorych i ubogich. W piwnicach ochronki ukrywały mężczyzn pochodzenia żydowskiego.

Służebniczki prowadziły szkołę do 1949 r. W tymże roku odebrano im prawo do nauczania przedmiotów świeckich. Kierowniczka i nauczycielka placówki, siostra Teresa (Zofia Skrabska), została pismem z Ministerstwa Oświaty przeniesiona w stan nieczynny „… z powodu okoliczności, nie pozwalających ze względu na dobro służby na dalsze zatrudnienie Obywatelki na zajmowanym stanowisku.”. W tej sytuacji starowiejska prowincja służebniczek odmówiła dalszego najmu izb lekcyjnych. Wcześniej odeszli do wieczności fundatorzy ochronki: w 1935 r. zmarła Anna Żeleńska, a w 1941 r. Władysław Żeleński. W 1942 r. zmarła nagle pierwsza nauczycielka i kierowniczka szkoły siostra Zofia Gawełczyk, po której obowiązki przejęła s. Teresa. S. Gawełczyk zaskarbiła sobie niezwykłe życzliwość i szacunek tak u miejscowych dzieci, jak i u dorosłych.

Bezprawne wezwanie do eksmisji

Od początku lat 50. ubiegłego wieku siostry starały się, aby w kaplicy ochronki mogły być odprawiane msze święte, pomimo że 30.11.1949 r. władze nakazały likwidację szkolnej kaplicy.  Udało się to po drugiej wizycie w Grodkowicach Adama Sapiehy, wtedy arcybiskupa metropolity krakowskiego, kardynała prezbitera. Abp Sapieha ponownie przybył do Grodkowic około rok przed swoją śmiercią (zmarł 21.07.1951 r.).



Wnętrze kaplicy w Grodkowicach z ołtarzem wykonanym z drewna modrzewiowego. Fot. Wojciech Wójcik

Mniej więcej właśnie w tym czasie zaczęły się poważne problemy miejscowych służebniczek, tj. s. Teresy Zofii Skrabskiej – nauczycielki religii i zakrystianki,  s. Julii Wygonik – nauczycielki, s. Bronisławy Woźniak – m.in. pełniącej w domu rolę kucharki i ich przełożonej s. Marii Stach.

W 1945 r. władze przejęły dobra dworskie i utworzyły w nich Zakład Hodowli Roślin przekształcony w 1951 r. w Stację Hodowlano-Badawczą Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. Postanowiono również wysiedlić zakonnice z zajmowanego budynku i pozbawić je prawa do uprawy dwóch mórg ziemi, które otrzymały od Żeleńskich prawie pół wieku wcześniej. W listopadzie 1952 r. s. Skrabska wezwana do referatu ds. wyznań Powiatowej Rady Narodowej w Bochni usłyszała z ust referenta Lemy żądanie opuszczenia budynku. Odpowiedziała mu, że chyba nie zdaje sobie sprawy, co powiedzą na to miejscowi chłopi. W kolejnej rozmowie z Lemą s. Skrabska oświadczyła, że zakonnice mogą zostać usunięte z budynku tylko na podstawie decyzji sądu. W międzyczasie siostry wystąpiły do sądu powiatowego o przyznanie prawa własności nieruchomości przez zasiedzenie. Reprezentował je adwokat dr Antoni Mazanek. S. Skrabska udała się również do wydziału ds. wyznań Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie będąc upoważnioną do rozmowy przez swoją przełożoną s. Marię Stach. Tam usłyszała od urzędnika o nazwisku Pachołek, że sprawa jest przesądzona i wszelkie sprzeciwy oraz protesty sióstr są daremne. Pachołek odmówił przyjęcia podania zakonnic. Datę opuszczenia nieruchomości wyznaczono na 1.04.1953 r.

W związku z tym, że nadchodziła pora przygotowania pola pod sadzenie ziemniaków, s. Skrabska wraz z Rudolfem Jankowiczem i Janem Rajcą (obaj z Grodkowic) udali się do dyrektora zakładu IHiAR z żądaniem, aby usunął z działki – którą siostry użytkowały – postawioną tam komórkę na narzędzia używane do budowy domu. Dyrektor oświadczył, że najpierw muszą mu okazać prawo własności gruntu i odmówił spełnienia żądania.

Mobilizacja mieszkańców

Miejscowa ludność szybko dowiedziała się o zamiarze usunięcia sióstr z ochronki. Spotkał się on z silnym wzburzeniem, któremu towarzyszyła mobilizacja do pomocy służebniczkom. W końcu siostry służyły i pomagały mieszkańcom od blisko 50 lat! Gdy miejscowi dowiedzieli się, że do 1.04.1953 r. zakonnice mają być eksmitowane, już od 23 marca obserwowali, czy pod ochronkę nie podjeżdża auto, którym miałyby być wywiezione. Kobiety z Grodkowic zdecydowały, że w razie zagrożenia natychmiast się stawią i nie dopuszczą do usunięcia sióstr. Jednymi z najbardziej zdeterminowanych były: Pelagia Jankowicz, Ludwika Kowalska, Maria Prochwicz i Anna Kubicz.

Mieszkańcy postanowili również napisać podanie o pozostawienie sióstr w ochronce. Poparli je dużą liczbą podpisów. Decyzję o ich zbiórce podjęto spontanicznie, a przynajmniej tak zeznawały osoby wezwane na przesłuchania przez bocheński Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, odmawiając wskazania inspiratorów akcji. Zbieranie podpisów zaczęto 24 marca 1953 r. Wtedy w godzinach wieczornych do osiemnastoletniej wówczas Stanisławy S. (zgodnie z życzeniem zainteresowanej i jej rodziny autor nie podaje pełnego nazwiska) przyszło dwóch nieletnich chłopców – synowie Jana Kowala i Ludwika Rajcy. Przynieśli jej napisane podanie, aby przeszła po wsi i zebrała podpisy grodkowiczan. Stanisława, mając jeszcze świeżo w pamięci, jak siostry pomagały zastrzykami jej matce chorej na rwę kulszową, na drugi dzień dobrała sobie rówieśnicę, Józefę Maślankę, i obie zebrały ponad 50 podpisów. Jak później oświadczyły podczas przesłuchania, nie musiały prowadzić żadnej agitacji. Ludzie po przeczytaniu treści petycji od razu podpisywali się pod nią. Podpisy zostały zebrane również w Brzeziu, Łysokaniach i Szczytnikach – tam zadbały o to Genowefa Janik i panna Bułatówna (imię nieustalone).


Wota w grodkowickiej kaplicy. Fot. Wojciech Wójcik


Misja siostry Teresy Zofii Skrabskiej

Siostry nie dały za wygraną i postanowiły zwrócić się w swojej sprawie do Rady Państwa. Warto zauważyć, że choć Stalin już nie żył (zmarł 5.03.1953 r.), to do tzw. „odwilży” było jeszcze daleko.

Służebniczki uzyskały poparcie i pomoc księdza Bonifacego Woźnego, generalnego wikariusza krakowskiej kurii, który miał się wyrazić, że wobec porozumienia rządu z Kościołem niemożliwe jest usunięcie sióstr z miejsca kultu, z którego korzystała miejscowa ludność – a takim właśnie miejscem była kaplica z ochronką. Ponadto według niego zajmowanie dwóch pomieszczeń mieszkalnych przez cztery siostry również nie uzasadniało decyzji o eksmisji. Wikariusz pomógł zakonnicom w zredagowaniu podania.

Misję „warszawską” przełożona domu s. Maria Stach powierzyła s. Skrabskiej. 26.03.1953 r. s. Teresa rannym pociągiem wyjechała do Krakowa, skąd dalej miała udać się do stolicy. Zabrała ze sobą petycję podpisaną przez s. Stach z adnotacją generalnego wikariusza krakowskiej kurii potwierdzającą prawdziwość danych dotyczących faktycznego władania budynkiem ochronki i gruntem przez zakonnice od 1905 r. Jak później zeznała, na dworcu w Krakowie spotkała znane jej z widzenia gospodynie z parafii Brzezie. Wiedziały one w jakim celu siostra udaje się do Warszawy. Zaproponowały jej, aby dołączyła do petycji również prośbę parafian z podpisami, którą zobowiązały się niezwłocznie jej dostarczyć. Siostra zgodziła się i przełożyła wyjazd z godziny 14:00 na 22:00. Kobiety ustaliły, że dokument zostanie przekazany służebniczce w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na hasło: „Czy siostra jedzie do Warszawy?”. Na przesyłkę miała czekać w ostatniej ławce o 19:00, 20:00 i 21:00, a potem już w dworcowej poczekalni II klasy.

UB wzywa na przesłuchania

O zbiórce podpisów i decyzji parafian, by fizycznie obronić siostry przed usunięciem ich z Grodkowic, PUBP w Bochni dowiedział się 29.03.1953 r. Na drugi dzień funkcjonariusze wiedzieli już, kto zbierał podpisy i kto pojechał z petycją do Warszawy. Informacje te uzyskali od jednej z mieszkanek parafii Brzezie za pośrednictwem jej męża milicjanta (według innej wersji – milicjant był w domu w momencie, gdy kobiety przyszły po podpis, co dodatkowo świadczy o ich odwadze), a także od ówczesnej księgowej zakładu IHiAR. Stanisława S. i Genowefa Janik zostały wezwane do stawienia się w Bochni 31.03.1953 r. na 8:00. Później wezwano jeszcze inne osoby. Kobiety zostały zatrzymane. W charakterze podejrzanych zostali przesłuchani: Stanisława S., Genowefa Janik, Józefa Maślanka, Maria Prochwicz, Anna Kubicz, Pelagia Jankowicz, s. Teresa Zofia Skrabska, s. Maria Stach i Rudolf Jankowicz. Jana Rajcę przesłuchano w charakterze świadka.

Funkcjonariusze żądali od przesłuchiwanych osób odpowiedzi na pytania: kto był inspiratorem obrony zakonnic, kto agitował za podpisami, kto je zbierał, kto nakłaniał do fizycznego oporu w przypadku ewentualnego usiłowania wywózki sióstr oraz kto przekazał s. Teresie prośbę z podpisami. Nie uzyskali do końca satysfakcjonujących ich odpowiedzi, a Pelagia Jankowicz wręcz odmówiła odpowiedzi w pewnej kwestii. Z kolei Maria Prochwicz oświadczyła do protokołu: „… w razie jakby przyjechali wywozić zakonnice, to bym poszła pod ochronkę i nie pozwoliłabym ich wywieźć oraz ołtarza”.


Fragment protokołu przesłuchania Marii Prochwicz. Źródło: Archiwum Oddziałowe IPN w Krakowie

Jeden z przesłuchujących szydził z różańca, mówiąc do przesłuchiwanej, że „modli się na gówienkach”.

Zofię Skrabską pytano ponadto: po co była w Warszawie i z czyjego polecenia, kto jej przekazał prośbę mieszkańców z podpisami oraz z którymi osobami rozmawiała o eksmisji. Zakonnica zaprzeczyła, by nakłaniała mieszkańców do zbierania podpisów. Oświadczyła też, że ludzie sami ją zaczepiali, pytając, czy to prawda, że siostry mają być usunięte z Grodkowic. O osobie, która przekazała jej prośbę z podpisami parafian (w pięciu kopertach) powiedziała, że nie rozpoznała młodej dziewczyny z powodu mroku panującego w kościele. Prawdopodobnie nie chciała zdekonspirować Stanisławy S. Ta jednak zapewne pod presją przesłuchującego przyznała się, że przekazała Skrabskiej podanie z podpisami parafian.

Od jednej z kobiet funkcjonariuszom UB udało się uzyskać pisemne zobowiązanie do współpracy i relację z przebiegu wydarzeń. Należy przypuszczać, że zastosowali w tym celu groźby i inne środki nacisku wobec przesłuchiwanej.

Bierut dowiedział się o sprawie?                                              

Wg informatora UB s. Skrabska po powrocie z Warszawy miała chwalić się mieszkańcom, że sprawę załatwiła, i że zakonnice pozostaną w Grodkowicach.


Notatka służbowa oficera UBP w Bochni, o której treści poniżej. Źródło: Archiwum Oddziałowe IPN w Krakowie

Oficer bocheńskiego UB w notatce służbowej z 16.04.1953 r. napisał, że jedna z grodkowickich zakonnic nosząca okulary (s. Skrabska – przyp. W.W.) mówiła do mieszkańców, że „był członek partii, który chciał usunąć zakonnice, ale one zaczęły się modlić i na drugi dzień został usunięty ze stanowiska”. Według funkcjonariusza siostry w ten sposób chciały „wyrobić u ludzi postrach i bojaźń przed karą boską, żeby ludzie szli im na rękę”. Ponadto podał, że zakonnica ta „buntuje ludzi w związku z tym, że siostry zostały pozbawione prawa robienia zastrzyków, aby ludność chodziła do dyrektora P.G.R. (właściwie: zakładu IHiAR – przyp. W.W.) celem uzyskania zaświadczenia na zrobienie zastrzyków, przy tym oświadczając, że on to zabronił”. Dalej: „… ta co chodzi w okularach mówi do ludzi, że nie opuszczą tego budynku”. Na końcu notatki napisał: „Sprawą tą interesuje się jeden z członków KC (Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – przyp. W.W.) i miał w tej sprawie rozmawiać z tow. Bierutem”.

Dzisiaj nie da się już ustalić, czy rozmowa faktycznie się odbyła i jaki miała przebieg. W każdym razie do eksmisji służebniczek nie doszło. Siostry przebywały w Grodkowicach do 1991 r. Do tego czasu m.in. pracowały na roli, opiekowały się kaplicą i kościołem w Brzeziu jako zakrystianki, ozdabiały ołtarze, przygotowywały oprawy procesji, a także zajmowały się dziećmi w przedszkolu. Wierni z Grodkowic, Łysokań i innych miejscowości korzystają z kaplicy do dzisiaj.


Budynek ochronki z kaplicą, widok od strony południowej. Fot. Wojciech Wójcik

Wspomnienie o siostrze Teresie

Zofia Skrabska, córka Edwarda i Julii Kusiak, urodziła się 29.04.1912 r w Nowym Sączu. Ojciec był robotnikiem kolejowym. Do szkół (podstawowej i średniej – którą ukończyła w 1931 r.) uczęszczała w Nowym Sączu. Po zakończeniu nauki przez rok opiekowała się młodszym rodzeństwem – bratem i dwiema siostrami. W 1932 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny w Starej Wsi w powiecie brzozowskim, w ówczesnym województwie rzeszowskim, i przyjęła zakonne imię Teresa. W Starej Wsi przebywała do 1933 r., skąd została przeniesiona do Grodkowic, wtedy w powiecie bocheńskim. Tu, w szkole podstawowej (powstałej na bazie ochronki ss. służebniczek), do 30.11.1949 r. uczyła dzieci wszystkich przedmiotów, w tym religii. Po śmierci s. Zofii Gawełczykówny, od 1942 r., oprócz nauczania pełniła funkcję kierowniczki szkoły. Od 1950 r. uczyła religii w szkołach w Szarowie i Brzeziu, a od 1952 r. w szkołach w Zborczycach i Suchorabie. Pełniła funkcję sekretarza zarządu Caritasu przy parafii w Brzeziu. Ponadto była zakrystianką kaplicy w Grodkowicach i kościoła w Brzeziu. Z odłożonych pieniędzy otrzymanych za nauczanie wnuka fundatorów ochronki – Pawła Żeleńskiego – ufundowała modrzewiowy ołtarz do kaplicy. W 1950 r. została usunięta ze Związku Nauczycielstwa Polskiego ze względu na przynależność do zgromadzenia zakonnego (do związku należała od 1937 r.). W Grodkowicach przepracowała 24 lata, w tym 18 lat jako nauczycielka. W ostatnim okresie pobytu w gromadzie była przełożoną domu. Zmarła w 2008 r. w szpitalu w Suchej Beskidzkiej w wieku 96 lat.

 


Najważniejsze źródła:

– Archiwum Oddziałowe Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie,

– s. Małgorzata Syska, „Działalność wychowawczo-oświatowa służebniczek starowiejskich w archidiecezji krakowskiej w latach 1869-1992” [w:] „Nasza Przeszłość”, t. 92: 1999,

– „Dzieje Ochronki w Grodkowicach” [w:] „Wędrówki Dalekie i Bliskie – Pejzaż kulturowy Gminy Kłaj – Rocznik II”, Regionalne Koło Historyczne „Zadora", Kłaj 2020

 

Komentarze

Popularne posty